Diabelska wygrana, стр. 8

Rozdzial 3

Aleksa ubrana w ozdobiona zlotem suknie w ko¬lorze glebokiej sjeny naciagnela na glowe kaptur peleryny w tym samym odcieniu i wsiadla do male¬go prywatnego powozu Jane. Daszek byl postawio¬ny. Stangret, szczuply mlodzieniec o slomianych, niemalze bialych wlosach, byl wedlug Jane chlop¬cem godnym zaufania. Mial na nia czekac przed tawerna Cockleshell, malym, dobrze wypo¬sazonym, a przy tym dyskretnym zajazdem tuz pod Londynem, ktory zostal wybrany przez hrabie¬go na miejsce spotkania.

Aleksa wlasnie tak myslala o tym zdarzeniu: spotkanie, a nie upojna noc, jak to sobie zaplano¬wal hrabia. Nie miala najmniejszego zamiaru, aby do tego dopuscic. Byla pewna, ze; bedzie w stanie wymusic na nim zachowanie godne dzentelmena, a przy okazji zglebi jego tajemnicza nature, odkry¬je to, co tak bardzo ja w nim zaintrygowalo.

Aleksa usiadla wygodniej na czerwonej aksamit¬nej kanapie w powozie. Tylko Jane wiedziala o tej wyprawie. Tylko ona i hrabia. Brat pozwolil jej na jeszcze jedna krotka wizyte w okazalej miejskiej rezydencji ksiecia. Bylo oczywiste, ze i ona, i Jane swietnie sie czuja wsrod elit bywajacych na impre¬zach sezonu towarzyskiego, a poza tym uwielbialy spedzac ze soba czas. Tak wiec ksiaze oraz brat Aleksy byli zgodni: pobyt w Londynie korzystnie wplywal na ich podopieczne.

Jak korzystnie – Aleksa miala sie przekonac juz niebawem.

Tawerna znajdowala sie obok malej wioski, tuz przy drodze do Hampstead Heath, tej samej, kto¬ra prowadzila do Stoneleigh. Lord Falon – jak przypuszczala – spodziewal sie, ze przybedzie z tej wlasnie strony, ale oszukac Rayne'a bylo o wiele trudniej niz ksiecia i cala jego' sluzbe.

Gdy z chrzestem zelaznych obreczy po kocich lbach powoz opuszczal Londyn, Aleksa przysluchi¬wala sie dzwiekom miasta: sprzedawcy jablek i szmaciarze zachwalali swoje towary, zebracy blaga¬li o datki, pijani zolnierze belkotali sprosne piosen¬ki. Ktos z okna na drugim pietrze przeklinal awan¬turnikow stojacych na ulicy i wyrzucil im na glowy kubel smieci, by uciszyc ich oblesny rechot.

W koncu dzwieki zaczely cichnac, a w ich miej¬sce zalegla wiejska cisza. Tutaj powietrze pachnia¬lo swiezo skoszona trawa i slodka wieczorna rosa. Gdzies z oddali dochodzilo ryczenie mlecznej kro¬wy. Potem mineli czerwono-czarny dylizans pocz¬towy, ktory pospiesznie zmierzal do miasta.

W pewnym momencie stangret skrecil w waska aleje i po kilku minutach przywitala ich lukowata brama na podworzu tawerny.

Aleksa poczula ucisk w zoladku, jej dlonie zwil¬gotnialy. Staranniej owinela sie peleryna, gdy woz¬nica otworzyl przed nia drzwiczki powozu. Aby do¬dac sobie odwagi, nabrala gleboko powietrza i wy¬siadla, rozgladajac sie nerwowo dokola. Z tylu znajdowala sie kryta sloma stajnia, kilka kundli szukalo ochlapow miedzy pustymi powozami, lecz nigdzie nie bylo widac lorda Falona. Ucisk w zo¬ladku stal sie jeszcze bardziej dokuczliwy, a odwa¬ga zaczela ja powoli opuszczac.

W koncu dostrzegla go. Smukly i meski, szedl pewnym siebie krokiem w jej kierunku. Ubrany byl na czarno, z wyjatkiem kamizelki ze srebrnym bro¬katem, bialej koszuli i fularu. Mial najbardziej nie¬bieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziala, jego czarne wlosy lsnily w swietle ksiezyca. Kiedy sie zblizyl, stanal i spojrzal na jej zar,umienione po¬liczki, sluchal przyspieszonego oddechu, obrzucil wzrokiem smialo wycieta suknie w barwach zlota I sjeny.

Gdy sie usmiechnal, serce w niej zamarlo. – Dobry wieczor, piekna damo.

Zanim zdazyla wydusic z siebie stosowna odpo¬wiedz, objal ja stanowczym ramieniem. Dlugimi palcami dloni dotknal policzka Aleksy, uniosl lek¬ko jej podbrodek i pocalowal w usta. Zajeczala gardlowo, czujac, jak oblewa ja fala goraca, jak serce zaczyna gwaltownie lomotac, a w uszach pojawia sie szum.

Przerwal pocalunek, zanim tak naprawde rozpo¬czal, lecz nadal wladczo obejmowal ja w talii.

– Wejdzmy do srodka. Tam bedzie nam wygodniej. Lecz ona wcale nie czula sie komfortowo. Czula sie, jakby w pewnym stopniu nie byla soba, a jed¬nak dobrnela do tego miejsca. Skinela lekko glowa i pozwolila, by poprowadzil ja w kierunku szero¬kich debowych drzwi tawerny.

Zajazd byl urzadzony w stylu rustykalnym, mial nisko sklepione sufity, rzezbione drewniane belki i ogromne kamienne palenisko przy koncu baru.

Projekt byl prosty, lecz wyposazenie znakomite: piekne stoly od Sheridana, miekkie, pokryte per¬kalem sofy i fotele. Male mosiezne lampy na wie¬lorybi olej przygasaly, a ich nikly blask laczyl sie ze swiatlem zaru paleniska, nadajac wnetrzu cieply, przytulny charakter. Z kuchni dochodzil wspania¬ly zapach pieczonego miesiwa.

W milczeniu weszli po schodach. Czula, jak ma¬terial wykwintnego fraka ociera sie o jej ramie, czula zapach jego meskiej wody kolonskiej. Gdy znalezli sie na podescie, ruszyli w glab korytarza. Serce Aleksy bilo jak oszalale, nie umiala opano¬wac drzenia rak, z kazda chwila jej 'zdenerwowanie roslo, lecz zarazem coraz bardzi~j trawila ja cieka¬wosc. Zrozumiala, ze chce tu byc. Ze chce byc wlasnie z nim.

* * *

Wlozyl do zamka ciezki mosiezny klucz i otwo¬rzyl drzwi do niewielkiego apartamentu. Obok ko¬minka w rogu pokoju stal nakryty lnianym obrusem maly okragly stolik zastawiony porcelana i kryszta¬lowymi kieliszkami dla dwoch osob. Z przykrytych polmiskow unosila sie para, w palenisku plonal ogien, w pomieszczeniu czuc bylo delikatna won pizma. N a poreczy sofy lezal starannie zlozony eg¬zemplarz "Kroniki Porannej", zas przez otwarte drzwi do sasiedniego pokoju zobaczyla duze lozko z baldachimem. Na ten widok Aleksa oblala sie ru¬miencem. Nierowno bijace serce jeszcze przyspie¬szylo, lecz jakas sila powstrzymala ja od ucieczki.

Kiedy lord Falon zamknal drzwi, odglos zatrza¬skujacego sie zamka w tym przytulnym wnetrzu za¬brzmial dla niej jak wystrzal armatni.

– Ciesze sie, ze przyjechalas – powiedzial cicho, zdejmujac jej peleryne, zanim zdazyla go po¬wstrzymac. Rzucil okrycie na fotel i zaczekal, az zdjela rekawiczki, by zlozyc na jej dloni pocalunek. – Obawialem sie, ze zmienisz zdanie.

Dotyk jego ust sprawil, ze jej serce zabilo jeszcze zywiej.

– Zmienialam zdanie chyba z tysiac razy. I nadal nie jestem pewna, jakie szalenstwo pchnelo mnie do tego kroku. – Wpatrywal sie w nia tak intensyw¬nie, ze poczula alarmujacy ucisk w brzuchu. Bala sie, a jednak, o dziwo, wcale nie chciala stad odejsc.

Usmiechnal sie powoli, zmyslowo, az poczula, ze jej nogi staja sie miekkie, a I?owietrze w pokoju wydalo sie nagle wrecz gorace. Swiadomosc powagi sy¬tuacji, w ktorej sie znalazla, uderzyla w nia niespo¬dziewanie z sila kowalskiego mlota. Z trudem prze¬lknela sline i podniosla wzrok na hrabiego, lecz on, nie przestajac sie usmiechac, puscil jej dlon.

– Sherry, prawda?

– Tak, poprosze. – Nawet cala beczka sherry nie bylaby w stanie ukoic jej nerwow, lecz kazda odro¬bina moze okazac sie pomocna. Z gracja, dlugimi krokami podszedl do bocznego stolu i nalal jej kie¬liszek, ktory przyjela niepewna dlonia. Dla siebie wybral brandy..

– Za nasze zdrowie – powiedzial, unoszac kieli¬szek w jej kierunku. – Obysmy oboje wyszli z tego zwyciesko przed uplywem nocy.

Aleksa nie mogla zmusic sie do picia.

– Twoje zdrowie, milordzie. Za to, ze taki wspa¬nialy z ciebie przeciwnik. – Tym razem to on nie spelnil toastu. W jego -oczach pojawil sie jakis nie¬zrozumialy mrok. Pociagnela lyk trunku, a cieply, gesty plyn rozgrzal jej wnetrze. Podobnie jak roz¬grzewal ja dotyk jego dlugich palcow.

– Pieknie dzis wygladasz, Alekso. Nawet sobie nie wyobrazasz, jak bardzo pragnalem miec cie ca¬la tylko dla siebie.

Ponownie zerknela w strone lozka widocznego przez uchylone drzwi. Bylo przykryte morelowa narzuta, zas posciel w narozniku byla juz zaprasza¬jaco odwinieta.

– Przepraszam, milordzie. Zaczynam zdawac so¬bie sprawe, jak glupio postapilam, przyjezdzajac tutaj. Bylam w pelni swiadoma niebezpieczenstwa, a jednak… – Odwrocila sie nieznacznie, lecz on wciaz pozostawal w zasiegu jej wzroku. – W kaz¬dym razie… to bylo szalenstwo i prawde mowiac, nie przyjechalam tu z powodu, o ktorym myslisz.

– Nie? A jakiz to niby powod?

– Wiem, czego oczekujesz. Wiem, ze gdy zgodzilam sie na to spotkanie, myslales, ze chcialam… wykupic moj dlug za cene mojej cnoty. Prawda jest jednak taka, ze przyjechalam tu z nadzieja, ze przekonam cie… do rozsadku.

Usmiechnal sie kacikiem ust.

– Jesli chodzi o ciebie, moja droga, trudno o roz¬sadek. – Podszedl do niej, lecz ponownie cofnela sie.

– Probuje ci tylko powiedziec, lordzie Falon, ze nie jestem tak latwa, jak sobie zapewne wyobraza¬les. Nie jestem rozpustnica, ktora jest gotowa przehandlowac swoja niewinnosc bez wzgledu na cene. Doszlam do przekonania, ze jesli sie tu zjawie, bedziemy mogli porozmawiac o moim we¬kslu, ze przekonam cie, abys zachowal sie jak dzentelmen. Mialam nadzieje, ze przynajmniej po¬zwolisz mi splacic dlug, kiedy osiagne wiek dajacy mi mozliwosc samodzielnego dysponowania majatkiem. – Usmiechnela sie slabo. – Szczerze mo¬wiac, to jestem oszustka, milordzie. Nie jestem przygotowana na tego rodzaju… hm…

Odstawil kieliszek i nagle spowaznial. Ponownie ruszyl w jej strone, a zanim do niej podszedl, cale jej cialo ogarnelo nieopanowane drzenie.

– Nie – szepnela. Serce Aleksy bilo jak oszalale.

Bala sie jego kolejnego kroku.

– Wszystko bedzie dobrze, Alekso. Nie musisz sie obawiac. Nie zaprosilem cie tutaj, aby zaciagnac cie do lozka. – Dotknal dlonia jej policzka, przez moment bawil sie kosmykiem spiralnie skreconych wlosow tuz kolo jej ucha. – Nigdy nie uwazalem cie za rozpustnice. Myslalem, ze byc moze… czu¬jesz takie samo zauroczenie jak ja. Myslalem, ze karciany dlug moglby dac nam obojgu pretekst, abysmy zrobili to, czego przez caly czas pragne¬lismy oboje.

Zarumienila sie, bo wiedziala, ze przynajmniej po czesci jest to prawda. Byla tu z wlasnej woli. Chciala go zobaczyc, porozmawiac z nim, znalezc sie blisko niego.