Diabelska wygrana, стр. 74

Epilog

Zamek Falon, Anglia

25 pazdziernika 1809 roku

Aleksa czula cieply oddech swojego meza na szyi.

Delikatnie podgryzal jej ucho, po czym przewrocil ja na plecy i pocalowal prosto w usta. Lezala pod sa¬tynowa koldra na ich lozku z czterema kolumienka¬mi i odpoczywala po porannej przejazdzce do wsi. Przez ostatnie cztery dni Damiena nie bylo, ponie¬waz zalatwial rozne sprawy w miescie.

N ajwyrazniej juz wrocil.

Usmiechnela sie, patrzac na jego przystojna, sniada twarz.

– Witaj w domu, kochanie.

Pocalowal ja jeszcze raz, tym razem mocniej.

– Tesknilem za toba od wielu dni. A skoro juz tu jestem, chodzi mi po glowie zupelnie inne powita¬nie. – Dlugi palec przesunal sie po jej ksztaltnej piersi, nagiej pod satynowa posciela.

Rozwiazal fular i sciagnal z szyi. Znieruchomial na moment, spogladajac na nia z niepokojem.

– Chyba ze nie czujesz sie w nastroju.

Usmiechnela sie.

– Juz wszystko dobrze… bo wrociles do domu.

– Byli w Anglii juz prawie od dwoch miesiecy, lecz w zamku Falon dopiero kilkanascie dni. W poprzednim tygodniu stwierdzila, ze nosi jego dziecko.

Tracil ja nosem w szyje.

– No coz, ja jeszcze nie czuje sie dobrze, ale nie¬dlugo to sie zmieni. – Znowu ja pocalowal. – Jestes pewna, ze to nie zaszkodzi dziecku?

– Bardzo pewna. – Ostatnio czula sie troche zme¬czona, lecz na razie nie cierpiala na poranne mdlo¬sci. Brzuch dopiero bardzo nieznacznie sie zaokra¬glil, ale piersi juz zaczely sie powiekszac. Gdy Alek¬sa tylko pomyslala o tym, jak Damien dotyka ich ustami, zrobily sie ciezkie i obolale. Sutki stward¬nialy, ocierajac sie o chlodna, satynowa posciel.

– Szkoda, ze nie zabralem cie ze soba. – Damien rozpial koszule, wysunal ja ze spodni i odrzucil na bok. – Tesknilem za toba bardziej, niz wydawa¬lo mi sie to mozliwe.

– Nastepnym razem bede nalegala, zeby jechac z toba.

– Nastepnym razem nie bedziesz musiala. – Wiedziala, ze niepokoil sie o nia, o dziecko, ktore w sobie nosila. Kiedy sie o tym dowiedzial, wpadl w ekstaze. Milosc, jaka widziala na jego twarzy za kazdym razem, gdy na nia spogladal, na¬pelniala jej wlasne serce radoscia i szczesciem.

Pocalowal ja ostatni raz,po czym szybkimi, sprawnymi ruchami sciagnal czarne skorzane buty i spodnie. Kiedy polozyl sie przy niej, byl szty\yny z podniecenia, ona zas wilgotna od samego widoku meza bez ubrania, poruszajacego sie po sypialni.

Jakiz on jest piekny, pomyslala tak jak juz setki razy, taki zgrabny, sniady i meski. Niesamowicie meski. Nakryl jej usta ognistym pocalunkiem, wsu¬wajac palce w kasztanowe wlosy; by po chwili roz¬lozyc je szerokim wachlarzem na poduszce.

Odrzucil koldre i znieruchomial na moment, ze¬by popatrzyc na Alekse.

– Boze, jakas ty piekna!

I juz po chwili calowal ja, a ona w odpowiedzi zaczela plonac pozadaniem. Wciskajacy sie w jej usta jezyk sprawil, ze wydala cichy jek. Po chwili Damien przesunal usta na wydatna piers. Zaczal ja delikatnie ssac, slac przez cale cialo Aleksy fale za¬dzy zbierajace sie w podbrzuszu. Wiercila sie przy tym, wiec w koncu chwycil ja za nadgarstki i przytrzymal je po obu stronach poduszki, na kto¬rej spoczywala jej glowa.

Nachylil sie nad nia, kolanem rozchylil jej nogi, gotow wniknac do srodka. Jednym mocnym pchnieciem wypelnil ja do konca, przyprawiajac zarazem o zawrot glowy.

– Musialem – szepnal, lekko podgryzajac warga¬mi gladka szyje. – Nie moglem czekac ani chwili dluzej.

Wygiela sie pod nim.

– I ja chcialam poczuc cie w sobie.

Znowu zwarl sie z nia w dlugim, glebokim poca¬lunku, uwolnil nadgarstki, a wtedy ona objela go za szyje. Raz po raz wsuwal w nia swoja meskosc, wladczo i zaborczo, biorac ja w posiadanie, jakby tylko ona umiala rozproszyc ciemnosc i przyniesc mu swiatlo.

Pomyslala z wdziecznoscia, ze tak bedzie juz za¬wsze. On jej potrzebowal, nie bylo co do tego watp¬liwosci, a ona jego. Reagowala na niego goracym pozadaniem, ponaglala niecierpliwie i wyprezala sie, by czuc go jeszcze glebiej.

– Aleksa… – wyszeptal, zanurzajac twarz w jej wlosach. Jego cialo spinalo sie coraz bardziej, ona tez tracila kontrole nad ogarniajacym ja coraz mocniej zarem. I wtedy odfrunela, szybujac mie¬dzy chmurami, oslepiona blaskiem slonca.

Zacisnela palce na gestych czarnych wlosach meza, wykrzykujac jego imie. Po chwili Damien dolaczyl do niej w eksplozji rozkoszy.

Dobry Boze, czy zawsze tak wlasnie bedzie mie¬dzy nimi? Wiedziala, ze sprawialo to cos o wiele wiekszego niz samo tylko polaczenie cial. To byla milosc, gleboki nieprzemijajacy szacunek, wiara w Boga i we wspolna przyszlosc.

Jakis czas drzemali spleceni w objeciach, potem Aleksa wstala, umyla sie i zaczela ubierac do kola¬cji. Damien w.ciagnal spodnie i buty. Wlasnie wkladal koszule, gdy sluzaca Aleksy, Sarah, zacze¬la goraczkowo dobijac sie do drzwi.

– Na litosc boska, co sie stalo? – Aleksa otwo¬rzyla ubrana w sama halke.

– Pani brat przyjechal. Jest na dole, chodzi z ka¬ta w kat, przeklina i strasznie sie piekli. Ledwie go powstrzymalam, bo gotow byl od razu biec na gore.

– Boze przenajswietszy! – Pospiesznie wlozyla swoj sliwkowy szlafrok. – Mialam nadzieje, ze do¬stanie moj list, gdy tylko przybedzie do Londynu. Ale widocznie go nie otrzymal.

– Jest z nim pani Jo… i maly Andrew, chociaz za¬brali go do bawialni. J asnie''Pani probowala prze¬mowic panu do rozsadku, ale on nie zwraca na nia uwagi. Twierdzi, ze przyjechal po pani meza.

– Ojej! Obawialam sie, ze do tego dojdzie! Damien minal ja i skierowal sie ku drzwiom, za¬pinajac guziki koszuli.

– Twoj brat ma prawo byc wsciekly. Mam na¬dzieje, ze mnie nie zastrzeli, zanim bede mial spo¬sobnosc, by cokolwiek wyjasnic.

Chwycila go za ramie.

Pozwol, ze porozmawiam z nim pierwsza. Na pewno uda mi sie

Sam musze to zrobic i wyprowadzic wszystko na prosta.

– Ale…

Uciszyl ja krotkim, mocnym pocalunkiem, od¬wrocil sie i poszedl w kierunku schodow. Aleksa zapiela guziki szlafroka, sprawdzila w lusterku, czy moze sie tak pokazac, po czym ruszyla jego sla¬dem. Kiedy zeszla do wielkiej sali, nie zastala tam ani Damiena, ani Rayne'a. Zastala tylko Jocelyn, ktora zaniepokojona chodzila tam i z powrotem.

Bogu dzieki! – Jo i Aleksa padly sobie w objecia. – Nic ci nie jest?

Wszystko w porzadku. Gdzie oni sa? – W odpowiedzi rozlegl sie glosny trzask.

W gabinecie – odparly obie jednoczesnie. Ale drzwi sa zamkniete na klucz – dodala Jo.

Biedny Damien! Dopiero co wyzdrowial po tym, co przeszedl we Francji. Mam nadzieje, ze Rayne nie zrobi mu krzywdy. – Spojrzala na Jo, ktora nerwowo bawila sie kosmykiem swych dlu¬gich czarnych wlosow. Stracila pewnosc siebie. Rozumiem, ze nie dostaliscie mojej wiadomosci.

Alez dostalismy. Pan Nelson, adwokat Rayne'a, bardzo dokladnie zdal relacje ze wszystkiego, co sie wydarzylo, gdy bylismy na Jamajce. Rayne spraw¬dzil jeszcze te informacje u generala Stricklanda, potem jeszcze spotkal sie z generalem Fieldhur¬stem. Twoj brat zna cala te nieszczesna historie

– No i?

No i obawiam sie, moja droga, ze wie o tym, jak zostalas postrzelona, a potem przez miesiac dochodzilas do siebie w burdelu.

– Och…

– W tym momencie Rayne nie darzy twojego meza zbytnia sympatia. – Z gabinetu dobiegl kolej¬ny lomot.

– Na to wyglada. – Aleksa podeszla blizej i za¬czela walic w drzwi. Ku jej zaskoczeniu otworzyly sie niemal natychmiast.

Rayne stal z zacisnietymi piesciami i wsciekla mina. N a podlodze u jego stop lezaly szczatki orientalnej wazy, dalej na perskim dywanie walaly sie poprzewracane krzesla. Spojrzal na Alekse, a potem na poczynione przez siebie spustoszenia. Zlosc znikla z jego twarzy, a jej miejsce zajal nie¬wyrazajacy nawet najmniejszej skruchy usmiech.

– Wybacz, siostrzyczko, chcialem to zrobic z twoim mezem, ale Fieldhurst powiedzial mi, ze on juz wczesniej dostal za swoje.

Aleksa padla mu w ramiona.

– Och, Rayne, jestem taka szczesliwa, ze cie wi¬dze! – Spogladala na ukochana twarz i zalala sie lzami. Wcale tego nie chciala. Poczula sie wrecz glupio. Rayne byl jej najblizszym czlowiekiem po ojcu, wiec bardzo cierpiala od chwili jego wy¬jazdu. – Wiedzialam, ze wrocicie, gdy tylko sie do¬wiecie – powiedziala z placzem. – Nie mialam mozliwosci zawiadomic was, gdy opusciliscie Ja¬majke. – Pociagnela nosem i cofnela sie, by na nie¬go popatrzyc. – Przepraszam, ze sprawilam ci taki klopot.

Przycisnal ja mocno do piersi.

– Ciesze sie, ze juz jestes bezpieczna.

– To nie byla wylacznie wina Damiena. – Otarla lzy chusteczka, ktora podala jej J o. – Kiedy odkry¬lam, ze ma konszachty z Francuzami, poszlam do twojego generala Stricklanda. Niestety, nie bylo go w kraju, a pulkownik Bewicke… ale to juz byla zupelnie inna historia.

Ten podly dran zlozyl rezygnacje po interwencji Fieldhursta. A teraz leczy zlamana szczeke, po mojej wlasnej interwencji.

Rozlegl sie smiech Damiena. podszedl do Aleksy i objal ja czule.

Lordzie Stoneleigh, przepraszam za wszystko, co sie stalo. Panska siostra zasluguje na o wiele lepszego mezczyzne niz ja, ale moze pan byc pew¬ny, ze nie ma na swiecie czlowieka, ktory kocha ja rownie mocno jak ja.

Rayne odchrzaknal.

No tak… to jest najwazniejsze. Wiec… witaj w rodzinie, Falon. – Wyciagnal reke, ktora Da¬mien mocno uscisnal.

Nie Falon, lecz Damien – powiedzial.

Rayne usmiechnal sie

Juz czas, zebys i ty mowil do mnie Rayne.

Damien kiwnal glowa, Aleksa wspiela sie na palce, zeby go pocalowac.

Jest jeszcze jedna sprawa – powiedziala cicho, delikatnie sie rumieniac. – Damien i ja… bedziemy mieli dziecko.

To cudownie! – Jo usciskala ja mocno.

Na twarzy Rayne'a pojawil sie jeszcze wiekszy usmiech.

Gratuluje, siostrzyczko. Teraz gdy ja i Falon wyjasnilismy juz sobie wszystkie nieporozumienia, naprawde czuje sie szczesliwy. Maly Andrew bedzie mial sie z kim bawic… a w rzeczy samej dzieci bedzie wiecej, bo Jocelyn tez nosi dziecko pod sercem. – Popatrzyl na zone z duma i radoscia, odpowiadajac na usmiech na jej twarzy.