Diabelska Maskarada, стр. 21

16.

Grawitonowy mobil wiozl obel-borta w kierunku ruin Fortu B. Siedzacy za sterami mlody chlopak w poplamionym kombinezonie z trudem odnajdywal w zdemolowanym pejzazu zarys dawnego szlaku komunikacyjnego. Konfiguracja terenu zmienila sie tu jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki.

Ubir nuf Dem nie poswiecal zbyt wiele uwagi obrazom przeplywajacym za szyba wideoramy. Siedzac w pelnej skupienia pozycji Re-epi probowal po raz kolejny doprowadzic umysl do normalnego stanu, ale natlok wrazen i rozbicie ustalonego porzadku dnia pozostawilo zbyt trwale slady w jego delikatnej psychice. A na dodatek jeszcze ta rozmowa z Liz… Okropnosc!

Zniechecony bezskutecznym powtarzaniem medytacyjnych formul obel-bort narzucil na ramiona wzorzysta peleryne i wydobywszy z kieszeni krazek mnemogramu, pokiwal z zadowoleniem glowa.

– Na szczescie mam to juz za soba – mruknal. – Niech sie teraz troche podenerwuje; pozniej bedzie mi tym bardziej wdzieczna. Powiem jej, ze Rada, za moim wstawiennictwem wydala przychylne orzeczenie, a Glowny Modyfikator polecil, bym osobiscie nadzorowal i ocenial przebieg dalszej sluzby. To powinno odniesc wlasciwy efekt – usmiechnal sie do swoich mysli. – Mam nadzieje, ze ten duren Fuertad zapomni o calej sprawie. Tyle sie ostatnio wydarzylo…

Stroskanym wzrokiem obrzucil ruiny mijanych budowli, pomiedzy ktorymi dostrzegl kilku ludzi z ekipy ratunkowej. Wygladali dziwnie obco na tle gelwonskiego krajobrazu, podobnie jak resztki zburzonych konstrukcji i kanciaste sylwetki ciezkich maszyn metodycznie porzadkujacych teren.

– Jestesmy jak robactwo – stwierdzil z niechecia Ubir nuf Dem. – Swoja obecnoscia kaleczymy tylko naturalna formule piekna, dajac tym samym dowod wlasnej glupoty. Niewiele pozostalo w tych ludziach z dawnych pionierow – tkliwym spojrzeniem objal rodowy pierscien i zwracajac sie do siedzacego na pulpicie skrzydlaka dodal: – Coraz czesciej zdaje mi sie, ze w tym swiecie nie ma juz dla nas miejsca.

Ulubieniec przeskoczyl na kolana obel-borta i wtulajac dziob w poly munduru dopominal sie o pieszczote.

– Tak, tak, Chief – pokiwal glowa Ubir nuf Dem. – Rzeczywistosci nie mozna zmienic, mozna ja tylko zaakceptowac albo odrzucic. Z tym ze to drugie jest o wiele trudniejsze – wbil wzrok w roztaczajacy sie za szyba wideoramy krajobraz.

Mobil pokonal wlasnie ostatnie dzielace go od Fortu gruzowisko i pedzil teraz po uprzatnietym szlaku w strone prowizorycznej konstrukcji, w ktorej miescil sie sztab akcji ratunkowej. Po przekroczeniu trzech stref kontrolnych pojazd zakonczyl swoja wedrowke w sluzie, skad zastrzezonym tunelem przewieziono obel-borta kilka kondygnacji w dol. Fuertad juz tam na niego czekal.

– Chodzmy, komendancie – Ubir nuf Dem zauwazyl, ze kreator zapomnial o regulaminowym pozdrowieniu. Musial byc naprawde bardzo czyms poruszony.

Mineli wyprezonych jak struna straznikow i przez masywne wrota przedostali sie do najnizej polozonej czesci Fortu. Korytarze nosily gdzieniegdzie slady eksplozji. Obel-bort spostrzegl, ze wyloty wielu odgalezien zostaly zablokowane szczelnymi przegrodami.

– Dehermetyzacja – wyjasnil Fuertad, widzac jego zdziwienie. – Trzeba bylo odciac czesc najbardziej zrujnowanych chodnikow. Reszte dalo sie jakos polatac. Nie ma obawy, tutaj mozna swobodnie oddychac.

– To jasne – powiedzial Ubir nuf Dem. – Inaczej nie podjalby sie pan roli przewodnika.

Kreator pozostawil te uwage bez komentarza. Fotel wyskoczyl do przodu i obel-bort musial zdrowo wyciagac nogi, zeby za nim nadazyc.

Wychodzac zza kolejnego zakretu zauwazyl ciemnoczerwone plamy szpecace gladz lekko wkleslej sciany, a nieco dalej zmasakrowane zwloki ludzi nalezacych do zalogi Fortu. Fuertad zamienil kilka slow z oficerem, ktory wydawal rozkazy trzyosobowej grupie pakujacej rozbebeszone szczatki do szesciennych klockow.

– Zgineli na posterunku – pomyslal Ubir nuf Dem. – Oddali swe mlode zycie w obronie godnosci ludzkiej i zaszczytnych idealow – podrapal siedzacego mu na ramieniu skrzydlaka. – Jak sadzisz, Chief – zagadnal – czy i dla nas przygotowano juz taki gustowny szescianik?

Ulubieniec odpowiedzial cichutkim popiskiwaniem.

– Prosze tedy, komendancie – Fuertad skrecil gdzies w bok i po chwili wkroczyli do olbrzymiej pieczary, ktorej dno zalegaly haldy wrzecionowatych zarodnikow. Wiekszosc z nich byla popekana, a w nieruchomym powietrzu zastygly tumany rudawego pylu.

– Trzeba by tu co nieco posprzatac – skrzywil sie obel-bort, zatykajac palcami nos i przyspieszajac kroku. – I pomyslec, ze z czegos tak nieprzyjemnego mozna robic najbardziej poszukiwane kosmetyki, o ktore walcza mieszkancy wszystkich cywilizowanych swiatow. Powinienes to zapamietac, Chief. Nieraz warto poswiecic troche czasu, by z odrazajacych pozorow wydobyc ukryte piekno.

Azurowym pomostem biegnacym tuz pod masywnym stropem przeszli nad skladowiskiem – przystajac na moment wsrod resztek stanowiska dyspozycyjnego.

– Nasi odbiorcy beda musieli zadowolic sie tym, co zostalo – zaskrzeczal Fuertad z nie ukrywanym zalem. – Cale wyposazenie do wymiany. Minie wiele tygodni, zanim zdolamy doprowadzic to wszystko do pierwotnego stanu. Obecny poziom produkcji…

– Zeby to doprowadzic naprawde do pierwotnego stanu, nalezaloby oczyscic planete z ludzi i pozostawic wlasnemu losowi – stwierdzil obel-bort w duchu, a glosno powiedzial: – Nie poglaszcza pana po glowie, Fuertad. W koncu to pan jest odpowiedzialny za produkcje, do mnie nalezy tylko ochrona.

– Sprawa sie wyjasni, gdy rozpoznamy przyczyne tego wydarzenia – obciagniete pergaminowa skora palce kreatora przypominaly szpony drapieznego ptaka zacisniete na ciele ofiary. – Podejrzewam dywersje, komendancie, a to juz chyba panski resort? – zawiesil glos na drwiacej nucie.

– Za co on mnie tak nienawidzi? – zastanowil sie Ubir nuf Dem.

Fuertad odczekal chwile, tak jakby sycil wzrok widokiem zapedzonej w pulapke zdobyczy, a potem poprowadzil obel-borta polkolistym korytarzem, nad ktorego wylotem widnialy trzy wspolsrodkowe okregi wymalowane jaskrawoczerwona, fosforyzujaca farba. Znak ten uswiadomil komendantowi, ze zblizaja sie do najwazniejszej czesci skalnego labiryntu.

– Podejrzewa dywersje – Ubir nuf Dem powtorzyl w myslach ostatnie zdanie kreatora. – Ciekawe, jak on to sobie wyobraza? Gelwona jest przeciez obiektem o zerowej klasie tajnosci. Nawet ja nie mialem pojecia o jej istnieniu, dopoki Rada nie powierzyla mi tej trupiarni. Nikt z zewnatrz nie mogl sie do niej dostac, to pewne. Przyczyna musi byc ukryta gdzies tutaj.

Wartownicy stojacy przed bariera pionu komunikacyjnego wykonali z malpia precyzja serie zgodnych z rytualem gestow. Ubir nuf Dem usmiechnal sie widzac, z jakim nabozenstwem Fuertad ignoruje ich pozdrowienia.

– Popatrz, Chief, tak niewiele trzeba, by usatysfakcjonowac czlowieka – szepnal do ucha swego ulubienca. – I pomyslec, ze ta zasuszona mumia trzyma w rekach nitki, od ktorych szarpniecia zalezy, byc moze, istnienie calej rasy. Smieszne, ale prawdziwe. Tak prawdziwe, ze az sie wierzyc nie chce.

Lopot bloniastych skrzydel zabrzmial niemal jednoczesnie z cichym swistem pokonywanej roznicy poziomow. Fuertad obdarzyl maskotke obel-borta zirytowanym spojrzeniem.

– Jestesmy na miejscu – warknal i ledwie przejscie stalo sie wystarczajaco szerokie, wyjechal na srodek rzesiscie oswietlonego korytarza. – Bardzo prosze, komendancie. To juz tutaj – wykonal dlonia zapraszajacy gest.

– Poziom odbioru – pomyslal Ubir nuf Dem i postapil krok naprzod.

Wymalowane na przeciwleglej scianie trzy wspolsrodkowe okregi stanowily pierwszy szczegol, na ktorym zatrzymal sie wzrok obel-borta. Nastepnym byla grupa nieruchomych cybotow, stojacych w glebi lewej czesci korytarza. Karykaturalne sylwetki stanowily istna parodie ludzkich ksztaltow, a widok manipulatorow zacisnietych na kolbach ciezkich miotaczy sprawil, ze Ubir nuf Dem czym predzej odwrocil glowe w druga strone.

Fuertad zajety byl likwidacja ostatniej zapory. Skierowal pyszczek deszyfratora w samo centrum skalnego monolitu, ktorego gladka, jakby wypolerowana, plaszczyzne przebiegaly bledne ogniki, sygnalizujace obecnosc bariery biotronicznej.

– Tylko szaleniec moglby zdecydowac sie na probe pokonania tych wszystkich przeszkod: poczawszy od budynkow na powierzchni planety az na sam dol – stwierdzil Ubir nuf Dem w duchu. – Szaleniec albo ktos doskonale znajacy labirynt przejsc, zabezpieczen, szyfrow i hasel, odmiennych przeciez dla kazdego z kilkudziesieciu gelwonskich Fortow.

W samym srodku nieskazitelnie gladkiej tafli pojawila sie pierwsza skaza – ciemny punkt, z ktorego wybieglo kilka ledwie widocznych, promienistych pekniec. Zaraz potem zapora drgnela, a wzdluz wyraznych juz teraz szczelin przeniknely rozance teczowych wyladowan. W niemal doskonalej ciszy poszczegolne bloki rozjechaly sie na wszystkie strony i tylko koncowe ich fragmenty wystawaly ze scian i sklepienia, upodabniajac przejscie do zebatej paszczy monstrualnego drapieznika.

– Nie jest to najprzyjemniejszy widok – pomyslal Ubir nuf Dem, wkraczajac za kreatorem w glab zawiesistej ciemnosci.

Gdy sie obejrzal, przejscie bylo juz zasklepione i w tym samym momencie z gory spadly potoki rozowego swiatla.

– Spokojnie, Chief – uspokoil ulubienca, ktory gniewnym popiskiwaniem dawal znac, jak bardzo mu sie to wszystko nie podoba. – Powinienes byc bardziej powsciagliwy w okazywaniu swoich uczuc.

Wolnym krokiem podszedl do najblizszego pojemnika, stojacego w dlugim szeregu identycznych, kanciastych bryl. Pod przezroczysta pokrywa lezal nagi mezczyzna. Jego lewa reka spoczywala tak, by widac bylo wnetrze dloni naznaczone trzema fosforyzujacymi kregami. Rzut oka na ekran bloku kontrolnego uswiadomil obel-bortowi, ze czlowiek ten jest martwy.

– Wszyscy – zaskrzeczal ze swego fotela Fuertad. – Wstrzasy uszkodzily system witalny. Cala przygotowana do obrobki grupa, okolo trzystu sztuk.

– Dla nich to nawet i lepiej – myslal Ubir nuf Dem idac wzdluz galerii nieboszczykow. – Wreszcie udalo im sie uciec.