Tajemnica Pana Pottera, стр. 12

Rozdzial 6. Detektywi maja klienta

Natychmiast wyslano Hansa do telefonu przy szosie, zeby wezwac policje. Zjawila sie w ciagu paru minut.

Przeszukano dom od piwnic po strych i nie znaleziono nic. Nic, procz trzech sczernialych sladow stop w kuchni.

Sierzant Haines obwachal je, zmierzyl, odskrobal troche spalonego linoleum i wlozyl okruchy do koperty.

Nastepnie spojrzal chlodno na Jupitera.

– Jesli wiesz cos o tym i trzymasz to przed nami… – zaczal.

– Nonsens! – napadla na niego ciocia Matylda. – Skad Jupiter moze wiedziec wiecej od nas? Byl ze mna caly dzien i schodzil wlasnie z gory, zeby pomoc pani Dobson, kiedy pojawily sie te… te slady.

– Dobrze, juz dobrze, pani Jones – powiedzial oficer. – Tylko on ma zwyczaj znajdowac sie zawsze tam, gdzie cos sie zdarza. Schowal koperte z okruchami linoleum do kieszeni.

– Na pani miejscu, pani Dobson, wynioslbym sie stad i wrocil do gospody.

Eloise Dobson usiadla i zaczela plakac. Ciocia Matylda zabrala sie gniewnie do przyrzadzania herbaty. Zywila przekonanie, ze tylko kilku nielicznych kryzysow zyciowych nie da sie rozwiazac filizanka dobrej, goracej herbaty.

Policjanci odjechali. Tom i Jupiter wyszli cicho przed dom i usiedli na stopniach miedzy dwoma wielkimi urnami.

– Jestem niemal sklonny uwierzyc, ze Hans ma racje – powiedzial Tom. – Przypuscmy, ze dziadek nie zyje i…

– Nie wierze w duchy – przerwal mu stanowczym tonem Jupiter. – Co wiecej, nie sadze, abys ty w nie wierzyl. Pan Potter robil wielkie przygotowania na wasz przyjazd. Dlaczego mialby wrocic i straszyc w ten sposob twoja mame?

– Mnie to tez przerazilo. Jesli dziadek zyje, gdzie sie podziewa?

– Wiem tylko tyle, ze poszedl na wzgorza.

– Ale po co?

– Moze byc bardzo wiele przyczyn. Co wiesz o twoim dziadku?

– Nieduzo. Tyle, co slyszalem od mamy, a ona tez niewiele wie o nim. Powiedziala mi, ze nie zawsze nazywal sie Potter.

– Doprawdy? Zastanawialem sie nad tym. Garncarz, ktory nazywa sie Potter to za duzy zbieg okolicznosci.

– Tak, przybyl do Stanow Zjednoczonych dawno temu, okolo roku 1931. Pochodzi z Ukrainy i jego nazwisko bylo tak pelne “cz” i “sz”, ze nikt nie potrafil go wymowic. Spotkal moja babcie na kursach ceramiki w Nowym Jorku, a poniewaz ona nie chciala byc pania… jakas tam, zmienil nazwisko na Potter.

– Twoja babcia pochodzila z Nowego Jorku?

– Niezupelnie. Urodzila sie w Belleview, tak jak my. Pojechala do Nowego Jorku, bo chciala zostac projektantka mody czy kims w tym rodzaju. Potem spotkala tego Aleksandra Jakmutam i wyszla za niego. Przypuszczam, ze nie nosil wtedy dlugiej koszuli, boby go nie poslubila. Byla bardzo rzeczowa.

– Pamietasz ja?

– Troszeczke. Umarla juz dawno. Bylem wtedy jeszcze bardzo maly. Z tego, co slyszalem, wiesz, co sie mowilo w rodzinie, pozycie moich dziadkow od poczatku nie ukladalo sie. Dziadek byl naprawde dobrym rzemieslnikiem, mial mala pracownie ceramiczna, ale babcia mowila, ze byl okropnie nerwowy. Na kazde drzwi zakladal po trzy zamki. Mowila takze, ze nie mogla zniesc ciaglego zapachu mokrej gliny. Wiec kiedy moja mama miala sie urodzic, babcia pojechala do Belleview i juz tam zostala.

– Nigdy nie wrocila do meza?

– Nigdy. Mysle, ze raz ja odwiedzil, kiedy mama byla malutka, ale pozniej juz nie byli razem.

Jupiter szczypal warge, rozmyslajac o garncarzu, samotnym w swoim domu nad oceanem.

– Nigdy jednako niej nie zapomnial – dodal Tom. – Posylal jej co miesiac pieniadze. Wiesz, dla mojej mamy. A kiedy moi rodzice sie poznali, przyslal im wspanialy serwis do herbaty. Pisal tez stale listy. Nawet po smierci babci pisal dalej do mojej mamy. Wciaz pisze.

– A twoj ojciec?

– O, on jest swietnym facetem – powiedzial Tom promiennie – ma sklep z narzedziami w Belleview. Nie skakal specjalnie z radosci, kiedy mama postanowila odwiedzic dziadka, ale dal sie przekonac.

– Pewnie nie wiesz, dlaczego twoj dziadek przeniosl sie do Kalifornii?

– Przypuszczam, ze ze wzgledu na klimat. Wiekszosc ludzi przenosi sie tutaj z tego powodu.

– Bywaja takze inne przyczyny – Jupiter utkwil wzrok w sciezce wiodacej z plazy. Brneli nia dwaj ciemno ubrani mezczyzni. Potem przecieli szose i weszli na droge do Domu na Wzgorzu.

Jupiter wstal, oparl sie o jedna z urn i zaczal wodzic palcem po brzegach szkarlatnych orlow.

– Seria interesujacych zagadek – powiedzial. – Po pierwsze, dlaczego garncarz postanowil zniknac? Po drugie, kto przeszukiwal wczoraj jego biuro? Po trzecie, kto i co spowodowalo te plonace slady stop w kuchni? I dlaczego? Poza tym, czy to nie dziwne, ze nikt w Rocky Beach nie wiedzial nawet o twoim istnieniu?

– Moze dlatego, ze dziadek jest odludkiem. Nie przypuszczam, zeby ktos, kto ma w domu jedno krzeslo, prowadzil bogate zycie towarzyskie.

– Odludek czy nie, jest takze twoim dziadkiem. Ciocia Matylda ma wielu znajomych, ktorzy sa dziadkami i zawsze pokazuja jej zdjecia swoich wnukow. Garncarz nigdy, przenigdy tego nie zrobil. Nawet nie wspomnial nikomu o tobie i twojej mamie.

Tom skulil sie i objal rekami kolana.

– To tak, jakbys byl niewidzialny – powiedzial. – Jak w zlym snie. Powinnismy sie zabrac i wrocic do domu, tylko…

– Tylko wtedy nigdy nie poznasz prawdy, co? Ja bym proponowal zatrudnic prywatnych detektywow.

– Och! Na to nas nie stac! Nie jestesmy biedni, ale tez nam sie nie przelewa. Prywatni detektywi bardzo duzo kosztuja.

– Ta agencja detektywistyczna ma bardzo przystepne ceny – Jupiter wyjal z kieszeni kartke i podal ja Tomowi. Byla to duza wizytowka firmowa, ktora glosila:

TRZEJ DETEKTYWI

Badamy wszystko

???

Pierwszy Detektyw…. Jupiter Jones

Drugi Detektyw… Pete Crenshaw

Dokumentacja i analizy…. Bob Andrews

Tom przeczytal i usmiechnal sie krzywo.

– Nabierasz mnie.

– Mowie zupelnie serio. Mamy bardzo bogaty dorobek.

– Po co te znaki zapytania?

– Wiedzialem, ze cie to zaciekawi. Znak zapytania jest uniwersalnym symbolem nieznanego. Sa trzy pytajniki, poniewaz jestesmy Trzema Detektywami. Jestesmy przygotowani na rozwiazanie kazdej tajemniczej sprawy, ktora zostanie nam powierzona. Mozna powiedziec, ze znak zapytania jest naszym symbolem firmowym.

Tom zlozyl wizytowke i schowal ja do kieszeni.

– Okay! Wiec Trzej Detektywi zajma sie sprawa zaginionego dziadka. I co dalej?

– Po pierwsze, proponuje, zeby nasze porozumienie pozostalo miedzy nami – powiedzial Jupiter. – Twoja mama jest teraz dosc przygnebiona. Moze, zupelnie nieswiadomie, zaklocic nasze poczynania.

Tom skinal glowa.

– Dorosli zawsze wszystko psuja.

– Po drugie, sierzant Haines mial racje, nie powinniscie zostawac sami w tym domu.

– Czyli chcesz, zebysmy sie przeniesli z powrotem do gospody?

– To bedzie oczywiscie zalezalo od twojej mamy. Gdyby jednak zdecydowala sie nie przenosic, mysle, ze bedzie ci razniej, jesli jeden z detektywow zostanie tutaj z wami.

– Nie wiem jak mama, aleja bylbym o cale niebo szczesliwszy.

– No to ustalilismy. Omowie to z Bobem i Pete'em.

– Jupiterze! – dobieglo ich wolanie cioci Matyldy. – Skonczylismy rozstawiac drugie lozko. Musze powiedziec, ze wiele sie nie napracowales.

– Przepraszam, ciociu. Zagadalismy sie z Tomem.

Ciocia Matylda prychnela pogardliwie.

– Staralam sie przekonac pania Dobson, zeby wrocila do gospody, ale uparla sie zostac w tym domu. Wbila sobie do glowy, ze jej ojciec lada chwila wroci.

– Zupelnie mozliwe – powiedzial Jupiter. – To jego dom.

Na ganek wyszla pani Dobson. Byla blada, ale wydawala sie pokrzepiona po filizance herbaty.

– Moja droga – zwrocila sie do niej ciocia Matylda – skoro nic wiecej nie mozemy zrobic, trzeba nam jechac. Gdyby sie pani bala, prosze zatelefonowac. I prosze na siebie uwazac.

Eloise przyrzekla byc bardzo ostrozna i pozamykac dom na wszystkie spusty.

– Wiecie, beda musieli wezwac slusarza – mowila ciocia Matylda do Hansa i Jupitera w drodze powrotnej. – Moga zamknac sie w domu tylko od wewnatrz. Ten zwariowany garncarz musial zabrac ze soba wszystkie klucze. Powinni tez zainstalowac sobie telefon. To istne szalenstwo, mieszkac w takim domu bez telefonu.

Jupiter przyznal jej racje. Gdy zajechali do skladu zlomu, wymknal sie cichaczem i przeczolgal sie przez Tunel Drugi do Kwatery Glownej, aby zatelefonowac do Pete'a i Boba.

– Trzej Detektywi maja klienta! – oznajmil.