Tomek na Czarnym L?dzie, стр. 50

ZELAZNE PAZURY

Mijal trzeci tydzien od chwili opuszczenia osiedla Bambutte. Nasi lowcy rozlozyli sie obozem na malym wzniesieniu w poblizu pokrytej bagnami dzungli. W okolicy tej, wedlug zapewnien starego czarownika pigmejskiego, mialy przebywac okapi. Smuga przekonal sie wkrotce, ze bagnista dzungla absolutnie nie nadaje sie do przeprowadzenia lowow na wieksza skale. Grzaska ziemia usuwala sie spod nog, a glebokie bajora stanowily zdradliwe pulapki. Nieuchronna, straszna smierc grozila czlowiekowi, ktory by sie nieopatrznie zapuscil w rozlegle, przepastne blota.

Smuga nie zrazil sie nieprzystepnoscia okolicy. Natychmiast tez podjal male rekonesansowe wypady na obszar topieliska poroslego dzungla. Oczywiscie nie mogl zabierac z soba jednoczesnie Tomka i bosmana. Jeden z nich, oprocz Murzynow, musial czuwac nad obozem. Z tego tez powodu Tomek lub bosman na zmiane towarzyszyli Smudze podczas poszukiwan okapi. Jedynie Dingo bral udzial w kazdej wyprawie.

Od czterech dni Tomek byl niepodzielnym panem obozu. Smuga w towarzystwie bosmana oraz dwoch Bugandczykow i jednego Masaja udali sie w odlegle, zachodnie okolice dzungli. Tomek nie spodziewal sie rychlego powrotu towarzyszy.Zywe usposobienie nie pozwolilo mu na bezczynnosc, totez juz po dwoch dniach zaczal przemysliwac, jak by sobie urozmaicic przymusowy pobyt w obozie.

O niecaly kilometr na polnoc rozpoczynal sie szeroki pas sawanny. Tomek mial ogromna ochote wyprawic sie tam na polowanie. Zapasy zywnosci kurczyly sie w przerazajacy sposob, lecz Smuga kategorycznie zabronil mu oddalac sie zbytnio od obozu. Tymczasem Inuszi odkryl nie opodal slady sloni, znalazl legowisko nosorozca, a w koncu zwrocil uwage Tomka na malpy koczujace na skraju dzungli.

– Gdzie sa malpy, tam moga byc tez lamparty. Duzy bialy buana chcial lamparty – kusil Inuszi.

Tomek meznie nie ulegal ponetnym podszeptom, lecz przy wieczornym ognisku z uwaga przysluchiwal sie rozmowom Murzynow.

– Bambutte to madrzy i odwazni ludzie – chwalil jakis Bugandczyk. – Taki maly czlowiek, a nie boi sie nawet wielkiego slonia.

– Szkoda, ze Mtoto nie przyszedl tu z nami. Nie bylibysmy glodni – dodal inny.

– Duzy bialy buana szuka dziwnych zwierzat w blotach, a nie dba o jedzenie – mruknal ktorys.

– Duzy bialy buana to wielki mysliwy, ale maly bialy buana jest jeszcze wiekszy. Kto zabil soko? – zacietrzewil sie Sambo. – Jak maly buana zechce, to bedziemy miec cale gory miesa.

Tomek z serdecznoscia spojrzal na Samba, ktory poniesiony zapalem zaczal opowiadac, ilu to wielkich i niezwyklych czynow dokonal maly bialy buana. Murzyni co chwila wolali z podziwem: “Ho, ho!” lub “O, matko, czy to mozliwe?”

Tomek, opedzajac sie od chmar owadow, krasnial z dumy. Czuly na pochlebstwa, uwierzyl, ze nie ma dla niego niemozliwych do wykonania przedsiewziec.

Inuszi uwazal Masajow za wyzsza kaste ludzi. Na ogol nie mieszal sie do ogolnych rozmow tragarzy, mimo ze nudzil sie ogromnie. Totez gdy Sambo zamilkl na chwile, opowiedzial, jak to maly buanawywiodl w pole ich czarownika zabawna sztuczka z moneta, ktora wyjal z jego ucha.

Bugandczycy az pokladali sie ze smiechu i prosili Tomka, aby zademonstrowal im swe umiejetnosci. Chlopiec nie dal sie wiele prosic. Przy ognisku rozbrzmialy smiechy i pochwaly.

Murzyni wolali:

– O, matko! To naprawde wielki czarownik!

– Ho, ho, jak tylko zechce, to schwyta okapi!

– Zabil soko jak mala muche, zaden zwierz mu nie umknie!

– Na pewno da nam jesc!

– Duzy bialy buana kazal nam sluchac malego buany. Bedziemy polowac, jak maly buana chce – zapewnil Sambo.

– Lamparty sa w poblizu. Wykopiemy duzy dol, przykryjemy go galeziami, a u gory nad pulapka powiesimy kawal miesa. Lamparty wpadna w dol, a my zamkniemy je w klatce – podszepnal Inuszi.

Tomek wahal sie jeszcze, chociaz perspektywa samodzielnych lowow necila go coraz bardziej. Postanowil spokojnie przemyslec cala sprawe. Udal sie do namiotu na spoczynek, polecajac Inusziemu, aby jak zwykle wyznaczyl Murzynom kolejnosc nocnego czuwania.

Tomek dlugo nie mogl zasnac. Rozmyslal o Smudze i bosmanie, ktorzy w tej chwili spali zapewne gdzies na moczarach w nedznym szalasie. Ciekaw byl, czy uda im sie wytropic okapi. Obliczal, ile to pieniedzy otrzymaliby za nieznane zwierze. Stawal sie coraz bardziej senny i juz przymknal oczy, gdy Sambo wsunal sie do namiotu.

– Buana, buana! Czy slyszysz? – szepnal.

Tomek natychmiast zapomnial o snie. Usiadl na poslaniu. W spowitej ciemnoscia nocy dzungli rozmawialy tam-tamy. Zerwal sie i wybiegl przed namiot. Odlegle, ciche dudnienie plynelo gdzies z polnocy. Wiec Smuga mylil sie, twierdzac, ze okolica byla calkowicie bezludna!

Prawdopodobnie ambitny i czuly na pochwaly, lecz rozsadny chlopiec nie zdecydowalby sie opuscic obozu, gdyby chodzilo jedynie o szukanie rozrywki. Mial zbyt wiele doswiadczenia, aby nie docenic niebezpieczenstw grozacych w dzungli. Teraz jednak sytuacja zupelnie sie zmienila. Smuga byl przekonany, ze w poblizu nie ma siedzib ludzkich. Skoro okazalo sie inaczej, nalezalo sie jak najszybciej upewnic, czy nic nie grozi obozowi.

Olbrzymi Masaj, Inuszi, cicho zblizyl sie do Tomka i szepnal:

– Tam-tamy mowia, buana. One daleko, ale lepiej w nocy palic male ognisko.

– Masz racje, Inuszi. Tam-tamy graja gdzies na polnocy. Glos leci po stepie na znaczna odleglosc. Mysle, ze teraz musimy sie rozejrzec po okolicy.

– Dobrze mowisz, buana – przytaknal Masaj.

– Wezmiemy trzech ludzi i sprawdzimy, czy nie grozi nam jakie niebezpieczenstwo.

– Dobrze, buana, tak zrobimy. Teraz, buana, idz spac, a Inuszi bedzie czuwal.

– Zgoda. O swicie urzadzimy mala wyprawe na polnoc – zakonczyl Tomek.

Zadowolony z siebie powrocil do namiotu. Teraz nikt nie mogl mu zarzucic, ze lekkomyslnie zlamal rozkaz Smugi.

Krzykliwa klotnia malp i wrzask papug wyrwaly Tomka z glebokiego snu. Przyzwyczajony do niebezpieczenstw chlopiec zaledwie otworzyl oczy, natychmiast rozejrzal sie czujnym wzrokiem dokola. Przez tkanine namiotu przesaczalo sie swiatlo dzienne. Sambo chrapal jeszcze w najlepsze. Tomek mocno potrzasnal go za ramie i polecil: – Przygotuj sniadanie, Sambo. Zaraz wyruszamy na zwiady.

– Szkoda, buana, ze tak predko przebudziles Samba. Snil mi sie Mtoto i wielki, wielki slon. Mtoto zabil slonia i dal Sambowi mnostwo jedzenia – markotnie powiedzial Murzyn.

– Nie martw sie. Sambo. Moze napotkamy po drodze jakas zwierzyne – pocieszyl go Tomek.

Sambo zaraz sie rozchmurzyl i wybiegl z namiotu. Tymczasem Tomek zaczal sie przygotowywac do wyprawy. Wybral kilka dlugich, mocnych rzemieni oraz lasso, przeczyscil i nabil bron, po czym udal sie na posilek. Czarna kawa i troche konserw zaspokoily jego pierwszy glod, lecz Murzyni upominali sie o zwiekszone racje. Tomek obiecal, ze podczas wyprawy postara sie upolowac jakies zwierze.

Inuszi wybral trzech roslych tragarzy, polecil im zabrac bron. Tomek wytlumaczyl Bugandczykom, jak maja sie zachowywac w obozie podczas jego nieobecnosci.

Poprzedzany przez uzbrojonego w karabin Inusziego ruszyl na polnoc ku sawannie. Trzeba przyznac, ze chociaz duma rozpierala ambitnego chlopca, nie zaniedbywal ostroznosci. Nie polegal na Inuszim ani towarzyszacych im trzech Bugandczykach. Co kilkadziesiat krokow pozostawial dobrze widoczne znaki na drzewach, uwaznie badal wszelkie slady na ziemi, jak przystalo na wytrawnego tropiciela. Roztropne zachowanie bialego chlopca budzilo uznanie wsrod Murzynow. Totez bez jakichkolwiek sprzeciwow wykonywali wszystkie jego rozkazy i natychmiast dzielili sie z nim spostrzezeniami.

– Buana, buana! Tedy szla wielka lesna swinia58 [58 Phacochoerus aethiopicu, inaczej guziec, zamieszkuje cala Afryke na poludnie od Sahary. Zyje w sawannach i w buszu, zwlaszcza w poblizu wody.] – poinformowal jeden z Bugandczykow.

Tomek slyszal o lesnych swiniach przebywajacych w gaszczu dzungli. Mialy to byc zwierzeta kopytne, ktorych budowa swiadczyla, ze stanowia przejscie od dzika do poludniowoafrykanskich swin brodawkowych. Spotkanie z dzika swinia nie nalezalo do bezpiecznych. Mialy one po dwie pary poteznych, dlugich (do dwudziestu pieciu centymetrow) klow, groznie sterczacych z pyska, ktorymi w razie potrzeby potrafily sie zajadle bronic. Tomek nie zamierzal ryzykowac spotkania z nimi. Huk strzalu moglby sciagnac w poblize obozowiska tubylcze plemie, co w obecnej sytuacji nie bylo pozadane. Przyjrzal sie wiec sladom swini i ruszyl w dalsza droge.

Niebawem znalezli sie na skraju lasu. Tutaj, w poblizu malpich gniazd, Murzyni odkryli slady lampartow. Na brzegu sawanny Tomek wszedl na wysokie drzewo, aby przez lunete dokladnie sie przyjrzec okolicy. Po dlugim penetrowaniu terenu zadowolony zeskoczyl na ziemie. Nigdzie nie bylo widac sladu ludzkich siedzib. W bujnej zieleni sawanny spokojnie pasly sie stada antylop i zyraf. Byl to najlepszy dowod, ze nikt nie niepokoil zwierzyny.

Tomek poinformowal o tym Murzynow i oznajmil im, ze postanowil urzadzic kilka pulapek na lamparty. Chwytanie tych drapieznikow w glebokie doly nie przedstawialo wiekszego ryzyka i moglo urozmaicic nudny okres oczekiwania na powrot towarzyszy. Nastroj Murzynow poprawil sie po upolowaniu przez Tomka elanda o pieknych, srubowalo skreconych rogach, zaliczanego do najwiekszych antylop zyjacych w sawannach afrykanskich. Po posilku w obozie dal haslo do ponownego wymarszu. Tym razem Murzyni zabrali lopaty do kopania dolow.

Niemal cztery dni uplynely na przygotowywaniu pulapek. Byly to glebokie doly wykopane w poblizu malpich gniazd. Kazdy dol maskowano rusztowaniem z galezi. Nim minal tydzien, schwytano dwa piekne okazy. Tomek proponowal poczekac z wydobyciem drapieznikow az do powrotu Smugi, ale Inuszi zapewnial go, ze sami na pewno dadza sobie rade z zamknieciem zwierzat w klatkach.

Odwazny, zreczny Masaj umial zabrac sie do rzeczy. Przygotowal dlugie dragi z rozwidleniem na jednym koncu, ktorymi Bugandczycy unieruchomili lamparta, przyciskajac go do ziemi, a Inuszi bez wahania wskoczyl do pulapki. Zblizyl sie do szczerzacego kly drapieznika i podsunal mu krotki, gruby kij. Kly natychmiast wpily sie w drewno, a wtedy Inuszi zarzucil na pysk rzemienna petle. Zwiazanie lap bylo juz drobnostka, W ten sposob w przeciagu godziny obydwa lamparty przeniesiono w klatkach do obozu.