Tomek na Czarnym L?dzie, стр. 13

POLOWANIE NA LWY

– Czarownik wyrazil zgode, powiedz wobec tego, bialy kirangozi, ilu wojownikow chcialbys zabrac na wyprawe – zapytal Kisumo.

– Zadowolimy sie piecioma. Moga to byc: Mescherje, Mumo, Inuszi, Sekeletu i Mambo – zaproponowal Hunter.

– Ho, ho! Wybraliscie samych najlepszych! Coz poczne bez nich, jesli Nandi na nas napadna? – zaoponowal Kisumo. – Taka wyprawa potrwa zapewne dlugo.

– Wyjawilismy ci juz nasze zyczenie, powiedz wiec teraz, wodzu, czego zadasz od nas. Przywiezlismy dla ciebie piekne podarunki – kusil Hunter.

Rozpoczely sie dlugie targi. Ustalono, ze Kisumo otrzyma dziesiec metrow materialu bawelnianego i dziesiec metrow perkalu, dwadziescia sznurow szklanych korali oraz dziesiec metrow drutu miedzianego. Czarownik zazadal dla siebie nowej koldry, dziesieciu metrow perkalu, szklanych korali i noza mysliwskiego.

Po ozywionej naradzie rowniez wojownicy bioracy udzial w ekspedycji przedstawili swe warunki. Kazdy z nich mial otrzymac wynagrodzenie miesieczne, ktore wynosilo: dziesiec metrow perkalu, piec metrow materialu bawelnianego, osiem sznurow szklanych korali, metr drutu mosieznego i metr miedzianego, a ponadto bron przydzielona im na wyprawe oraz koldry mialy stac sie ich wlasnoscia.

W koncu Kisumo poprosil lowcow, aby przed odejsciem z obozu urzadzili wspolnie z wojownikami polowanie na lwy stale napastujace bydlo. Wilmowski przyjal ten warunek. Zakupil takze od wodza trzy woly i kilka kur na pozegnalna uczte.

Zaraz tez w obozie rozpoczely sie goraczkowe przygotowania. Lowcy rozdzielili towary stanowiace zaliczke na umowione wynagrodzenie wojownikow i wreczyli Masajkom w podarunku kolorowe same-same. Kobiety ochoczo zabraly sie do przyrzadzania pozywienia na uczte. Wkrotce potezne polcie wolowiny gotowaly sie w duzych kotlach zawieszonych nad ogniskami. Tymczasem mezczyzni sposobili bron, ostrzac dlugie noze izelazne groty dzid.

Kisumo wyznaczyl na kwatere dla bialych gosci oddzielna chate, lecz Wilmowski w obawie przed kleszczami, bedacymi plaga mieszkan murzynskich, wolal pozostac z towarzyszami w namiotach.

Zaledwie nastal wieczor, w obozie odezwaly sie bebny. Ogniska podsycane chrustem przez dzieci zaplonely jaskrawym swiatlem. Cale plemie zgromadzilo sie na obszernym placu narad posrodku obozu. Wystawiono kotly z goracym miesem i rybami oraz tykwy napelnione zimnym mlekiem i piwem. Zapanowala ogolna radosc. Nawet zony wojownikow bioracych udzial w wyprawie byly w doskonalych humorach i klaskaly w dlonie w takt bebnow.

Niebawem na placu pojawil sie wodz Kisumo otoczony starszyzna rodowa. Odziany byl w obszerna, nowa, czerwona szate, na ktorej, jak krwawe plomienie, mienily sie odblaski plonacych ognisk. Blyszczace od tluszczu wlosy, gladko ulozone na glowie, posplatane byly w cienkie warkoczyki. Twarz wodza pomalowana byla czerwona glina. Wspaniale miekkie futro okrywalo jego plecy, a w reku dzierzyl ciezka dzide o lsniacym grocie. Kisumo rozsiadl sie na lwiej skorze, obok niego przystanal nie mniej strojny czarownik. Na glowie starzec mial barwny, wysoki wieniec sporzadzony z ptasich pior. Z ramion czarownika spadaly na plecy i piersi peki puszystych ogonow zwierzecych. Twarz mial jaskrawiej pomalowana niz wodz. W jego lewym uchu tkwila podarowana przez Tomka szklana kula. Wszyscy Murzyni natarli swe ciala tluszczem i byli w pelnym uzbrojeniu.

Na prosbe wodza nasi podroznicy usiedli obok niego na rozpostartych na ziemi skorach. Roj kobiet, pobrzekujac bransoletami i naszyjnikami, ustawial miedzy biesiadnikami tykwy napelnione plynami oraz miesiwo. W miare jak oprozniano dzbany i mocne piwo szlo do glow, wzrastala wrzawa i radosc. Bebny huczaly bez przerwy. Nagle wojownicy otoczyli kolem najwieksze ognisko. Najpierw poruszali sie wolno, potrzasajac dzidami w takt monotonnej piesni, do ktorej wkrotce przylaczyly sie kobiety klaszczac rytmicznie w dlonie. Spiew brzmial coraz szybciej, stopy tancerzy coraz mocniej uderzaly o ziemie, wzniecajac tumany kurzu. Oswietlone blaskiem plonacych ognisk postacie rzucaly fantastyczne cienie. Szal tanca ogarnial wszystkich Murzynow. Nawet powazny Kisumo pochylal sie do taktu w przod i w tyl, uderzajac dlonmi o uda. W pewnej chwili czarownik podniosl sie z ziemi. Wezowym ruchem wsliznal sie miedzy roztanczonych wojownikow. Natychmiast zrobili mu miejsce w srodku kola. Czarownik rozpoczal taniec wojenny. Teraz mezczyzni razem z kobietami wybijali rekoma takt i spiewali krzykliwymi, wysokimi glosami. Bebny huczaly coraz predzej i glosniej, a staruszek, powiewajac barwnymi piorami, wirowal wokol ogniska jak opetany.

Nasi podroznicy z zainteresowaniem przygladali sie tancowi. Nawet Dingo byl zaciekawiony.

– No, no, brachu, kto by sie spodziewal, ze ten twoj starszy kolezka po fachu tak potrafi wywijac – odezwal sie po polsku bosman Nowicki. – Niczego sobie uczta, tylko dlaczego te baby sa takie brzydkie? A glowy to gola do golej skory pewno dlatego, zeby miec mniej klopotu z myciem i czesaniem.

– Taka juz u nich panuje moda, panie bosmanie – odparl ze smiechem Smuga.

– Czort je bierz z taka moda i uroda – pogardliwie odparl bosman.

Tymczasem uniesienie taneczne Murzynow osiagnelo szczyt. Teraz wszyscy tancerze tworzyli szeroki krag, ktorego osrodkiem byl czarownik. Bebny huczaly jak opetane, wysoki spiew przeszedl niemal w krzyk. W koncu czarownik obiegl kilka razy ognisko, rozerwal krag taneczny i zatrzymal sie przed Tomkiem. Zamilkly bebny. Zamarl krzykliwy spiew. Murzyni potrzasajac dzidami staneli ciasnym polkolem za swym wielkim czarownikiem. Kisumo zmarszczyl brwi…

Smuga przymruzyl oczy, zeby blask ognia nie razil wzroku; prawa dlon polozyl nieznacznie na rekojesci rewolweru. Reka bosmana jak waz wsliznela sie do kieszeni. Hunter powstal z ziemi i prostujac swa wysoka postac oparl sie plecami o drzewo. Tylko jeden Wilmowski nie poruszyl sie z miejsca; patrzyl czarownikowi prosto w oczy, w ktorych czail sie jeszcze dziki szal wojennego tanca.

Naraz czarownik rzucil na ziemie drewniane berlo zakonczone pekiem, ogonow antylop gnu. Za berlem polecialy pioropusz i peleryna z futrzanych ogonow. Obnazony do pasa, wydobyl z ust miedziany pieniazek i na oczach calego plemienia i zdumionych podroznikow powtorzyl bezblednie i szybko sztuke Tomka polegajaca na rzekomym wcieraniu pieniazka w kark. Kiedy wyjal monete z ucha bosmana Nowickiego, czarni widzowie wydali glosny okrzyk podziwu. Ogromne zadowolenie odbilo sie na twarzy czarownika. W tej chwili odzyskal przeciez swa czarodziejska slawe. Nie spieszac sie, wlozyl na glowe pioropusz, zarzucil na plecy peleryne z puszystych ogonow i podniosl berlo. Pochylil sie teraz ku Wilmowskiemu. Z trudem dobierajac angielskie slowa wolno powiedzial:

– Bana makuba, masz madrego syna. To wielki czarownik. Masajowie beda sluchac ciebie i jego tak jak mnie!

Potrzasnal berlem i wreczyl je Tomkowi. Bebny zadudnily, zaczal sie nowy taniec.

– Niech go licho wezmie, bylem przekonany, ze zacznie sie awantura – odsapnal Hunter.

– Moglo byc z nami zle – przyznal Wilmowski. – Nie dalibysmy rady takiej gromadzie wojownikow, i to otoczeni przez nich na otwartym miejscu.

– Kiedy Smuga polozyl dlon na spluwie, to i moja wskoczyla do kieszonki jak na komende. Recze wam, ze ta mumia by nie zdazyla dotknac naszego Tomka – dodal bosman i nikt nie mial watpliwosci, ze nie byly to czcze przechwalki.

– A ja przez caly czas tylko czekalem, u kogo czarownik znajdzie monete – wtracil beztrosko Tomek. – Zaraz tez pomyslalem, ze gdybym byl na jego miejscu, wybralbym jedynie pana bosmana, ktory siedzial napuszony jak chmura gradowa. No i wybor czarownika padl na niego.

Zdumieni lowcy spojrzeli po sobie. Dobry humor chlopca byl przeciez dowodem, ze w pelnej napiecia chwili zupelnie nie myslal o niebezpieczenstwie lub nie zdawal sobie zen sprawy.

– Ejze, brachu! Chyba nie chcesz powiedziec, ze nie miales ani cienia cykorii! – zawolal bosman.

– Czego znow mialbym sie obawiac? Przeciez sam nauczylem czarownika sztuki z pieniazkiem. Powiedzial mi tez w tajemnicy, u siebie w chacie, ze podczas tanca wojennego powtorzy ja w obecnosci wszystkich Murzynow. To miala byc niespodzianka.

– Do licha z tym twoim kolezka i jego niespodziankami – rozgniewal sie bosman. – Powinienes nam byl o tym powiedziec!

– Moze to i sluszne, co pan mowi, ale wtedy nie mialbym zadnej uciechy…

Tomek nie skonczyl zdania, gdyz bosman zgrzytnal zebami mruczac:

– Szczescie, ze nie jestem twoim ojcem i nie musze sie zastanawiac, czy ci sprawic lanie!

– Nie ma sie o co gniewac, panie bosmanie – pojednawczo zaczal Smuga ubawiony rozmowa.

– Musielismy miec bardzo ponure miny i nie dziwie sie Tomkowi, ze patrzac na nas doskonale sie bawil.

– Niepotrzebnie nauczyles czarownika tej dziecinnej sztuczki z moneta. Bedzie ja wykorzystywal do oszukiwania zabobonnych i latwowiernych Murzynow – zwrocil sie Wilmowski do syna.

– Nie martw sie, tatusiu! Aby temu zapobiec, obiecalem Kisumowi, ze mu zdradze tajemnice wcierania monety – rozesmial sie Tomek.

– A to cwaniak! No, pal cie szesc, nie gniewam sie juz na ciebie – rozchmurzyl sie bosman. – Wiesz co, brachu? Mam byczy pomysl! Podczas wyprawy nauczymy tej sztuki wszystkich Masajow.

– To naprawde doskonaly projekt – pochwalil Tomek i zaraz przysunal sie do bosmana, aby omowic dokladnie cala sprawe.

Po chwili obydwaj przyjaciele pograzeni juz byli w zgodnej rozmowie.

Zabawa przeplatana tancami i spiewem trwala w dalszym ciagu. Dopiero poznym wieczorem podroznicy udali sie do namiotow na spoczynek.

Byl wczesny ranek, gdy Tomek sie przebudzil. Ze zdziwieniem wsluchiwal sie w gluche dudnienie tam-tamow.

“Czyzby jeszcze nie zakonczyli uczty?” – pomyslal.

Spojrzal na stojace obok lozko ojca. Bylo juz zaslane. Wysunal sie wiec spod moskitiery, ubral i wybiegl z namiotu. Smuga i Hunter siodlali konie, natomiast bosman Nowicki przygotowywal sniadanie na rozkladanym stoliku.

– Dlaczego tam-tamy dudnia, panie bosmanie? Gdzie jest tatus? – zagadnal Tomek podbiegajac do pogwizdujacego marynarza.