Tomek w grobowcach faraon?w, стр. 81

*

Gordon musial pozostac ze swoimi zolnierzami na statku, by pilnowac wiezniow.

Polacy chcieli jak najszybciej wracac ze wzgledu na Tomka, oslabionego dlugim wiezieniem. Wilmowski goraco pragnal wywiezc go czym predzej z niebezpiecznego, goracego, wilgotnego klimatu. Mysleli takze o pozostawionej w Chartumie Sally, chorej i samotnej, do ktorej niepredko dotra dobre wiesci. Marzyli o dniu w ktorym znowu beda razem. Szczesliwi jak nigdy dotad i jak nigdy dotad swiadomi kruchosci tego szczescia.

Jednemu zaproszeniu nie mogli wszakze odmowic. Musieli wziac udzial w uczcie w wiosce Kisumu. Udali sie tam cala czworka. Towarzyszyli im Madzid i Nadzib, uwolniony razem z Tomkiem. Smuga upolowal jeszcze dwie antylopy, by nie przybywac z pustymi rekami.

Zanim jeszcze nadszedl wieczor uczty, do Nowickiego podszedl Awtoni.

– Kuja! [200] Kuja! – powiedzial.

– Co mowisz? – spytal Nowicki – Isc za mna! – Awtoni powtorzyl po angielsku.

Marynarz, a takze Tomek i Madzid bez slowa ruszyli za nim. Chlopiec zaprowadzil ich na swoja ulubiona polane i usadowil w zaroslach na jej skraju. Sam zaczal krazyc po lace, pogwizdujac z cicha. W krzakach naprzeciw uslyszeli szelest. Zaniepokojony Nowicki chwycil za bron. Tomek uspokajajaco polozyl mu dlon na ramieniu.

W wysokiej trawie pojawil sie ptak. Wyciagal szyje i jakby przeciagal sie, rozposcierajac skrzydla. Podniosl i opuscil glowe, klekocac, jakby klanial sie przed Awtonim. Ten chwycil go za szyje i zaczal glaskac. Ptak przyjmowal pieszczote cierpliwie i z wielkim zadowoleniem. Stalowe piora, z lekko zielonym i granatowym odcieniem, unosily sie z rozkosza. Awtoni przemawial do niego polglosem. Wreszcie zawolal cicho:

– Buana! Buana! Kuja! [201]

Z wielka ostroznoscia podeszli blizej. Ptak zaczal krecic glowa, otwierajac swoj ogromny dziob, ale uspokojony przez Awtoniego pozwolil im sie zblizyc.

– Abu markub – szepnal Madzid. – Ojciec pantofla – przetlumaczyl na angielski arabska nazwe ptaka.

– Tak, to trzewikodziob [202] – potwierdzil Tomek. – Mamy szczescie. Zyje tylko w tej czesci Afryki.

Byli wzruszeni niezwykla przyjaznia chlopca z dzikim, wolnym ptakiem. Przyjrzawszy mu sie do woli, zostawili Awtoniego z ulubiencem, a sami wrocili do wioski.

Wieczorem rozpoczela sie uczta. Smuga poprosil Kisumu, aby pokazal im owo cudowne lekarstwo na przejedzenie. Wszyscy czterej Polacy z prawdziwym zdumieniem ogladali buteleczke z lekiem wyprodukowanym w Krakowie, lekiem, ktory Murzyni w tej wiosce czcili niemal jak fetysz. Wedlug wodza, dziwny bialy uzdrowiciel goscil w ich wiosce ze cztery lata temu.

– To wielki czarownik – tlumaczyl Kisumu. – Wielki jak buana – dodal, patrzac na Nowickiego.

– O! Tak! Wielki czarownik – wtorowal Munga.

Kisumu tymczasem poczal grzebac w koszu i z nabozna czcia wydobyl kajet i… olowek. W zeszycie bylo kilka odrecznych szkicow typow ludzkich, charakterystycznych dla tej czesci Afryki. Murzyni tlumaczyli, ze bialy mierzyl ich, zagladal do ust i wszystko przenosil na papier.

– Wielki, wielki czarownik! – mowili z zachwytem, przewracajac bialkami oczu.

– Kto to mogl byc? – zastanawial sie Nowicki.

– Przypuszczam, ze jakis uczony [203] - odparl Wilmowski. – W ostatnich latach organizowano wiele wypraw naukowych do Afryki. Jesli byl Polakiem, to z pewnoscia pochodzil z Galicji, bo lek wyprodukowano przeciez w Krakowie.

*

Zaplanowali droge powrotna w ten sposob, by pomoc Gordonowi przy transportowaniu jencow do Hoima, stolicy krolestwa Bunyoro. Gordon obawial sie, ze z garstka czarnoskorych zolnierzy nie podola zadaniu.

Usadowili jencow w kilku dlugich lodziach. Ci zachowywali sie spokojnie. Zrezygnowani, nie probowali ucieczki. Harry, zwany czlowiekiem z korbaczem, mimo ze probowano z nim rozmawiac, nie wymowil ani jednego slowa. Patrzyl tylko z pogarda i nienawiscia.

Z Butiaby, jednego z portow u wybrzezy Jeziora Alberta, dotarli do Hoima droga wsrod wulkanow, poprzetykanych dzungla z poteznymi, przeszlo trzydziestometrowymi drzewami mahoniowymi i hebanowymi. Mijali sawanne pokryta polami upraw tytoniu, prosa i kukurydzy. W Hoima przyjal ich wicegubernator z ramienia Wielkiej Brytanii oraz panujacy czarnoskory krol Bunyoro, Andrea Luhanga. W kilka dni pozniej, przeznaczona specjalnie dla nich, rzadowa szalupa wyruszyli z Butiaby do Rejaf polozonego w poblizu pierwszej, liczac od poludnia, katarakty na Nilu.

Tomek glownie odpoczywal i nabieral sil. Obiecal przyjaciolom dokladna relacje o tym, czego doswiadczyl i jak zyl przez caly ten dlugi okres, kiedy uwazali go za zmarlego. O cokolwiek go jednak pytali, odpowiadal niezmiennie: – Pozniej. Pozniej, kiedy bedziemy razem, kiedy spotkamy sie wreszcie wszyscy. I nie martwcie sie – dodawal z przeblyskiem dawnego humoru – wystarczy tego na dlugie dni i godziny.

Czesto ogladali za to posazek faraona, o ktorego istnieniu i utracie opowiadala Smudze i Wilmowskiemu Sally w obozie u stop Kolosow Memnona. Zastanawiali sie wciaz, jaka tez kryje tajemnice? A Tomek usmiechal sie, biorac go do reki. Jakby wiedzial…

[200] Kuja – chodzcie


[201] Buana! Kuja! – panie, chodzcie.


[202] Trzewikodziob (Balaeniceps rex) jedyny gatunek rodziny trzewikodziobow. Dlugosc ciala – okolo 120 cm, rozpietosc skrzydel – do 70 cm, zamieszkuje brzegi bagien i wod srodladowych. Wystepuje na stosunkowo niewielkim obszarze we wschodniej czesci Konga, w poludniowym Sudanie, Ugandzie i nad jeziorem Czad.


[203] Z pewnoscia chodzi tu o polskiego antropologa i etnografa Jana Czekanowskiego, ktory w czasie naukowej wyprawy leczyl Murzynow z przejedzenia srodkami na przeczyszczenie. Czekanowski Jan (1882-1965) polski antropolog i etnograf, profesor uniwersytetow we Lwowie, Lublinie i Poznaniu, prowadzil badania antropologiczne w srodkowej Afryce. W latach 1907-1909 wzial udzial w niemieckiej wyprawie, ale wiekszosc badan prowadzil samodzielnie. Pracowal na terenie Ugandy, Ruandy (dzis: Rwanda) i poludniowego Sudanu. Przebyl w czasie tej wyprawy okolo 7000 km.