Tomek w grobowcach faraon?w, стр. 51

Poszukiwania

Abeer i Smuga poruszyli niebo i ziemie. Na pustynie ruszyly oddzialy poszukiwaczy. Z Kairu przybyl znajomy Smugi z angielskiego konsulatu. Po jego interwencji, do akcji wlaczyli sie brytyjscy zolnierze. Przeczesywano teren na zachod od Doliny Krolow.

Wilmowski niemal urzedowal w siedzibie policji w Luksorze, koordynujac ruchy poszczegolnych oddzialow. Siedzial blady, z podkrazonymi z niewyspania oczyma, wpatrujac sie w mape. Wieksza jej czesc pomalowano czerwonym kolorem, znaczacym zbadane juz tereny. Czarnymi kreskami wyrysowano trasy ekip ratunkowych.

Pukanie do drzwi przerwalo jego smutne mysli. Przyszedl brytyjski dyplomata. Podszedl do mapy, przygladajac sie jej z uwaga. Wilmowski zapalil papierosa.

– Nie ma pan zadnych wiesci z Kairu? – spytal.

– Zadnych nowych. Gdy wyjezdzalem, trwaly przetargi miedzy konsulatem a ludzmi kedywa. Ahmad al-Said to czlowiek wysoko postawiony w egipskiej hierarchii. Kedyw uznal, ze to ich wewnetrzna sprawa.

– Jak pan wie – chlodno powiedzial Wilmowski – nasze klopoty zaczely sie od wizyty u “godnego zaufania czlowieka”, Ahmada al-Saida. Stad, z tego zrodla od poczatku o nas wiedzieli.

– Coz, rozumiem, co pan czuje. Nie sadze jednak, aby przydaly sie na cos usprawiedliwienia – odparl Anglik. – Robie wszystko, aby wam pomoc.

– To doceniam. I dziekuje.

Rozmawiali dalej, juz spokojniej, o malejacej szansie odnalezienia Tomka. Przed wieczorem wrocila ktoras z ekip. Do pokoju weszli Smuga i Abeer. Poszarzali ze zmeczenia, ze spalonymi od wichru, kurzu i slonca twarzami. Usiedli na podsunietych taboretach. Obyli sie bez slow. Wracali sami…

Wilmowski podniosl sie i zaznaczyl czerwonym kolorem kolejna partie mapy. Usiadl ciezko. Smuga podparl glowe. Milczeli. O czym mieliby mowic?