Tomek w grobowcach faraon?w, стр. 43

Czwarty posazek

Sadim! – Jestem, panie! – Giaurzy odeszli w pustynie… Pojdziesz z tym do kobiety – przywodca podal mu posazek faraona w mysliwskim stroju.

– Tak, panie!

– Powiesz, ze od jej meza. Powiesz, ze kaze jej isc z toba. Powiesz, ze odnalazl grobowiec.

– Tak, panie!

– Zaprowadzisz kobiete do groty…

– Do groty, panie?

– Tak! Tam znikniesz i uwolnisz zapadnie.

– Ale, panie…

– Uwolnisz… Zasypiesz wykopane przez nas przejscie i wrocisz.

– Ale…

– Sadim! Odejdz! Nikt nie moze igrac z wladca Doliny.

Sadim az skulil sie w sobie porazony wewnetrznym chlodem. Owszem, przestraszyc, oszukac, pokrecic. Do tego byl gotowy… Ale zabic… Watpliwosci opanowaly jego serce. Zostawienie w grocie kobiety samej rownalo sie z wyrokiem smierci… Tak samo pewnym jakby wykonal go od razu. “Zelazny faraon”, o czym Sadim dobrze wiedzial, byl jednak czlowiekiem nieublaganym. Ruszyl by wypelnic swa powinnosc.

*

Sally nie mogla sobie znalezc miejsca, pelna niepokoju. Polozyla reke na lbie Dinga. – Gdzie pan, piesku? – spytala. – Nawet ty nie wiesz…

To, ze Tomek, Nowicki i Patryk nie wrocili na noc, bylo wytlumaczalne. Wyruszyli dosc pozno, a spotkanie moglo byc interesujace. Ale teraz dzien dobiegal konca bez zadnej wiadomosci. Uznala w koncu, ze sama nie zdziala niczego. Postanowila zawiadomic policje.

Raz podjawszy decyzje, poczula sie lepiej.

Zaczela przygotowania do opuszczenia obozu, kiedy podszedl jeden z arabskich sluzacych, aby ja zawiadomic, ze przybyl poslaniec.

Sally wyszla przed namiot. Poslaniec wydal sie jej jakis znajomy. “Gdzie te twarz widzialam?” – myslala.

Poslaniec nisko sie poklonil, podajac jej jednoczesnie cos zawinietego w plotno. Zanim rozwinela przesylke, ze zdziwieniem stwierdzila, ze zna tego czlowieka, ze gdzies musiala go juz widziec. Probujac umiejscowic znajoma twarz, powoli odwijala plotno. Kiedy ujrzala zawartosc, przestala myslec o czymkolwiek innym. Nie bylo watpliwosci.

To byl czwarty, oderwany od zlotej tacy posazek Tutanchamona. Lsnil zlociscie, a jednak wydawal sie zbyt lekki. Zdumialo to Sally. “Musi sie za tym kryc jakas tajemnica” – myslala. “Gdyby posazek byl ze zlota, wazylby z pewnoscia wiecej”. Wrocila do namiotu i odszukala fotografie. Wszystko zgadzalo sie doskonale. Mlody faraon z mysliwska dzida w jednej rece, w drugiej trzymal “anch” [133] , symbol niesmiertelnosci. Kolejna oznaka wskazujaca, ze chodzi tu o zmarlego byla waska, zawinieta na koncu broda.

Sally wybiegla rozgoraczkowana, zapominajac o bozym swiecie.

– Skad to masz? – spytala z wypiekami na twarzy. Sadim odpowiedzial lamana angielszczyzna:

– Twoj maz znalezc. On mnie przyslac i kazac powiedziec: zono przyjdz, ja znalezc grobowiec.

– Grobowiec? Grobowiec Tutanchamona?

– Nie wiedziec. Isc ze mna. Ja zaprowadzic.

– Zaraz bede gotowa.

Oczywiste bylo, ze Sally nic juz nie powstrzyma. Poslaniec jednak ponaglal:

– Isc zaraz – rzekl z naciskiem. – Niedlugo ciemnosc.

Przypomnienie o zblizaniu sie nocy odnioslo wrecz przeciwny skutek. Ostudzilo nieco rozpalona glowe. Sally znalazla dosc rozwagi i tyle przynajmniej zimnej krwi, by napisac kilka slow do Smugi. Wyslala tez natychmiast sluzacego do “Winter Palace”, polecajac zostawic tam list. Zalatwiwszy to, ruszyla za poslancem.

Sadim z pozoru szedl w kierunku Medinet Habu, czesto jednak kluczac. Calkiem zreszta na prozno, bo Sally nie zwracala uwagi na droge. Wciaz ogladala czwarty posazek pelna pytan, watpliwosci i marzen. Wazyla go w dloni, podejrzewajac, ze pod warstwa zlota cos sie kryje. “Moze jest wydrazony wewnatrz i zawiera jakies tajne inskrypcje? Albo papirus z zakleciem?” – myslala. “Nie bez powodu jest taki lekki.”

Z obozu wybiegl za nia Dingo, ale wobec ostrego sprzeciwu Sadima, Sally odeslala go z powrotem. Zawrocil niechetnie, warczac glucho. Normalnie nie zlekcewazylaby takiego zachowania psa, ale teraz przepelniala ja radosc, ze jest na tropie wielkiego archeologicznego odkrycia. Odnalezc grob Tutanchamona, to dopiero bedzie sensacja i slawa! Nie mogac opanowac niecierpliwosci, ciagle pytala poslanca:

– Kiedy, gdzie, jak znalezli grobowiec?

– Nic nie wiedziec, nic nie mowic – odpowiadal niezmiennie Sadim. Zapadal zmierzch, kiedy kretymi sciezkami doszli do Doliny Krolow. Sally poczula lek. Powoli rodzil sie niepokoj.

– Gdzie jest Tomek? Przeciez juz noc – powiedziala. – Moze wrocimy tu jutro.

Sadim zauwazyl jej wahanie.

– Maz kazal dzis… byc chory… – i widzac nagle zdenerwowanie Sally, dodal chytrze:

– Nie tak bardzo. Tylko troche.

Sally sprawdzila, czy rewolwer spoczywa w kieszeni i juz bez ociagania ruszyla za nim.

“Dlaczego nie ma tu Nowickiego? Dlaczego nie przyszedl po mnie sam?” – pomyslala jeszcze goraczkowo, ale zanim zdazyla zrozumiale sformulowac pytanie, Sadim oznajmil:

– To tutaj!

Przeszli miedzy dwoma skalnymi blokami, ktore oslanialy otwor przypominajacy wejscie do groty. Sadim zapalil gliniany kaganek, jeden z kilkunastu stojacych obok siebie i podal go Sally. Sam wzial drugi. Przekroczyl prog, schylajac glowe. Korytarz prowadzil osiem, moze dziesiec metrow poziomo, a potem gwaltownie, stromo, niemal pionowo schodzil w dol [134] . Z boku widnialy otwory wiodace do bocznych komor. Sally bardzo chcialaby je poznac, zobaczyc, ale Sadim bardzo sie spieszyl:

– Maz pozniej pokazac. Teraz nie ma czasu. On chory – mowil bez ladu i skladu.

– Ale gdziez w koncu jest? – prawie krzyknela Sally.

– Najnizej. W pokoju, gdzie mumie… – odrzekl.

Mijali wiec szybko krypty ze skarbami i posmiertnym wyposazeniem zmarlego. Doszli wreszcie do szeregu najnizej polozonych krypt, gdzie musial znajdowac sie sarkofag z mumia i urny z wnetrznosciami. Pisnela pod nogami mysz. We wnetrzu glownego pomieszczenia drgalo niewielkie swiatelko.

– Maz tam! Idz! – Sadim pchnal ja lekko do przodu. Spojrzala mu w oczy. Zawahala sie.

– Idz! Idz! – ponaglil.

Zdecydowala sie. Szybko przeszla pare ostatnich metrow i weszla do srodka. Stanela w przejsciu zdumiona. W krypcie nie bylo nikogo. Grobowiec nie zawieral rowniez ani jednego sarkofagu, lecz w skalnych niszach spoczywalo wiele spowitych w biale plotna cial zmarlych przed wiekami Egipcjan. Sally zadrzala od wewnetrznego chlodu. Obejrzala sie za przewodnikiem. Nigdzie go nie bylo.

Zrozumiala, jak byla naiwna, jak latwo dala sie zwabic w pulapke. “Wiem, skad znam tego czlowieka z zaleknionymi oczyma” – nagle sobie to przypomniala. Nowy sluzacy – tak zona waznego urzednika kedywa w Kairze odpowiedziala na jej pytanie. “Pamietam, ze przemknelo mi wtedy przez mysl: jakiz to dziwny zbieg okolicznosci, ze ten czlowiek pochodzi ze stron, w ktore wyruszamy”. W wyobrazni widziala teraz dokladnie cala te scene. “A wiec mozliwe, ze wiedzieli o nas i od poczatku nas scigali, podczas gdy my dokladalismy staran, aby ich znalezc” – myslala dalej. “Wszystko ukladaloby sie wtedy w logiczny ciag: napad na statku, znikniecie chlopcow, pulapka zastawiona na mnie”. Pomyslala jeszcze, ze takze chlopcy musieli dac sie podejsc nieznanemu, niebezpiecznemu wrogowi.

Nie zamierzala bezradnie czekac. Postanowila jak najszybciej wrocic do obozu. Nie dotarla jednak daleko. Uslyszala huk spadajacych kamieni. Podmuch o malo nie zgasil kaganka, ktory kurczowo sciskala w dloni. Z trudem oddychajac, pobiegla do przodu. Zatrzymala ja sciana z kamieni. Zrozumiala… Zostala zasypana, zywcem pogrzebana…

Przez chwile nie mogla zrobic jakiegokolwiek ruchu. W koncu sie otrzasnela. Byla wszak corka australijskiego pioniera i zona podroznika. Wrocila do krypty z mumiami. Zgasila swoj kaganek, widzac, ze plonacy tutaj ma jeszcze spory zapas oliwy. Posazek postawila obok swiatla.

“Skoro juz tu jestem – pomyslala – rozejrze sie nieco, moze znajdzie sie jakies wyjscie”.

Nie trzeba bylo wielkiego znawcy, by stwierdzic, ze ktos tu buszowal. Naruszono dostojny spokoj grobowca.

– Kiedy to sie moglo stac – szepnela do siebie Sally. – Przed wiekami czy teraz?

W migotliwym swietle kaganka zaczela pilnie rozgladac sie wokol… Cos zalsnilo w blasku plomienia. Pochylila sie i podniosla ostro zakonczony niewielki sztylet. Obejrzala go ostroznie. Widziala dziesiatki podobnych na targu.

– Wiec to tak – szepnela. – Chyba trafilam na wlasciwe miejsce.

– Moze tego wlasnie szukalismy?

Postanowila dokladniej obejrzec niektore mumie. Podchodzila dokladnie je oswietlajac. Spod nog czmychnela jakas wystraszona jaszczurka. “Nietoperze, dlaczego nie ma nietoperzy?” – przemknela mysl.

Mumia, nad ktora wlasnie sie pochylila, miala rozciete bandaze. Zlodziej szukal ukrytych miedzy nimi kosztownosci, ozdob, amuletow. “Czyzby stad pochodzily starozytnosci, ktorych szukamy? Jak to mozliwe?” – pytala sama siebie. “Przeciez nie znaleziono grobu Tutanchamona, a ten takze nim, niestety, nie jest. To nie moga byc mumie faraonow… Tyle tych mumii… Za duzo ich…”

– myslala, oswietlajac kolejne ciala i przygladajac sie im dokladnie. Bez watpienia wszystkie byly naruszone.

“A moze tylko grobowiec Tutanchamona tego uniknal?”… – malo brakowalo, by wypowiedziala to glosno. “Nie to niemozliwe” – odpowiedziala sama sobie. “Przeciez od niepamietnych czasow okradano grobowce. Czyzby tylko Tutanchamon tego uniknal?… Nie, to niemozliwe!”

Niemal juz zapomniala o swoim tragicznym polozeniu.

“Moze ktos okradl i ten grobowiec, przeniosl czesc jego skarbow tutaj i zginal? A inni zlodzieje, po wiekach, znalezli to miejsce i udaja, ze odkryli grob legendarnego faraona?” [135] .

[133] Anch – znak zycia wiecznego w mitologii egipskiej, przypominajacy chrzescijanski znak krzyza.


[134] Opis przypomina schemat budowy grobu krolewskiego z Doliny Krolow.


[135] Grob Tutanchamona zostal odkryty przez H. Cartera dopiero w 1922 r. Okazalo sie, ze i on byl obrabowany, ale zlodzieje nie dotarli do sarkofagu faraona i dlatego odkrycie stalo sie jedna z najwiekszych sensacji archeologicznych XX wieku.