Tomek w grobowcach faraon?w, стр. 38

*

Sally obudzila sie i odetchnela z ulga, widzac Tomka obok siebie. Opowiedziala swoj sen przy sniadaniu, gdyz wyraziscie odcisnal sie w jej pamieci i budzil zaniepokojenie.

– Widocznie Ozyrys jest nam zyczliwy – Tomek tylko sie usmiechnal.

Ale Nowicki powiedzial w zamysleniu:

– Sny sa jak przeczucia. Moze to jakies ostrzezenie?

– Ech! Zawsze byles zabobonny! – wyraznie juz rozesmial sie Tomek.

– Nie kpij, brachu! Ozyrys to powazna osoba – ni to powaznie, ni to zartobliwie wycofal sie Nowicki.

– Co planujemy na dzisiaj? – Sally szybko zmienila temat.

– Obiecalismy cos malemu i chyba mu sie to nalezy – przypomnial Nowicki. – Chociaz z drugiej strony… przyznaj sie Tomku, czy cie czasem nie swierzbi, zeby wynajac kilkunastu Arabow i gdzies w kaciku pokopac? Wszyscy prawie tutejsi Europejczycy zabawiaja sie w ten sposob. Moze znajdziemy jakis stary grobowiec i nazwiemy go imieniem naszej Sally…

– Prosze nie zartowac, kapitanie. Sam mowiles, ze z tych rzeczy nie nalezy sie smiac.

– A mowilem, mowilem – odrzekl Nowicki. – Pewnie, brachu, bylibysmy pierwszymi Polakami szukajacymi tutaj skarbow…

– Na razie dosc przygod. Zaczekamy na ojca i Smuge – stanowczo powiedzial Tomek. – Wybierzmy sie tymczasem do Medinet Habu, koptyjskiej wioski. Pamietacie jeszcze, ze mamy list polecajacy do jednego z jej mieszkancow? Do przyjaciela owego kop tyj skiego duchownego, ktoremu Patryk oddal w Kairze tak cenna przysluge? Moze dowiemy sie czegos? Tak czy inaczej zreszta nie wymyslimy chyba nic przyjemniejszego, zwlaszcza dla Patryka – zadecydowal.

Gdybyz tylko mogl wiedziec, ze juz wkrotce, to stwierdzenie okaze sie odlegle od rzeczywistosci!

– No coz, racja to racja. Ty masz, braclm, glowe! Ja juz calkiem o tym zapomnialem – skapitulowal Nowicki. – Byle tylko nie trzeba bylo sie wspinac na szczyty, ide z wami – probowal jeszcze troche ponarzekac.

– Jako lokaj niewiele masz, Tadku, do gadania – zasmial sie mlody Wilmowski.

– Nie wodz mnie, brachu na pokuszenie – odrzekl na to marynarz I nawiazujac do snu Sally, zartobliwie dodal: – bo cie na drugi brzeg nie przewioze…

Odpoczynek, poczucie przyjacielskiej wiezi, lagodny blask porannego slonca odsunely w przeszlosc napiecie niedawnych zmagan z bezlitosna sila przyrody. Chcieli sie nacieszyc tym odprezeniem i ani im byly w glowie wszelkie niebezpieczenstwa. Tylko Sally nie opuszczal wewnetrzny niepokoj. Wciaz pod wrazeniem snu nie mogla sie powstrzymac od napomnien o potrzebie zachowania ostroznosci. Tym bardziej, ze sama postanowila zostac w obozowisku, by uporzadkowac swe notatki.

– Kochana turkaweczko… Zlego diabli nie wezma, jak sie o tym przekonalas.

Nowicki komentowal wlasnie ze smiechem przestrogi Sally, kiedy z pozegnalna wizyta przybyl do ich obozu Bienkowski. Na razie odlozyli wiec wszelkie plany na rzecz interesujacej rozmowy z ciekawym gosciem. Przy kawie Nowicki wrocil do tematu, ktory zaledwie udalo mu sie przed chwila, jak mawial, “napoczac” i zapytal archeologa:

– Jest pan chyba jednym z pierwszych kopiacych tutaj Polakow…

– Jednym z pierwszych – powtorzyl Bienkowski. – Tak! Lecz nie pierwszym. Pierwszym byl hrabia Michal Tyszkiewicz.

– Znow arystokrata – skrzywil sie Nowicki.

– Kopal w Karnaku w 1861 roku. Wynajal 60 chlopow, sam siedzial na trzcinowym fotelu pod parasolem, pilnujac, by kopacze nie kradli.

– A to leniuch – Nowicki nie mogl jakos zrezygnowac z niecheci do arystokracji.

– Szybko jednak musial zakonczyc swe prace, gdyz w tym czasie wprowadzono przepis, by starac sie o oficjalne zezwolenia na wykopaliska.

– Dokopal sie do czegos? – zaciekawil sie Tomek.

– Same drobiazgi: alabastrowa statuetka Izydy, kalamarz, kilkanascie skarabeuszy, drewniana szkatulka, zloty pierscien…

– Jednym z pierwszych chyba Polakow, ktory w sposob naukowy zaczal traktowac Egipt byl Jozef Sulkowski – powiedzial Tomek. – Uwaza sie go za pierwszego egiptologa rodem z naszej ojczyzny, prawda?

– Ach – westchnal Nowicki. – Kiedy wreszcie nadejdzie czas, ze my, Polacy bedziemy mogli we wlasnych barwach, dla slawy wlasnego kraju, a nie w obcej sluzbie pracowac…

– Sluszna uwaga – potwierdzil Bienkowski. – Tyle ze my, Polacy, nawet w obcej sluzbie, pracujemy dla Polski…

Przez chwile wszyscy trzej w zadumie spogladali przed siebie. Po chwili Bienkowski podjal watek:

– Czy wiecie, panowie, ze w austro-wegierskim poselstwie w Kairze pracuja dwaj Polacy, Antoni Stadnicki i Tadeusz Koziebrodzki [121] ? Pomagaja oni, jak moga, swoim rodakom. Dzieki ich kontaktom, blyskotliwa kariere zrobil w Egipcie mlody archeolog, Tadeusz Smolenski [122] .

– Nie slyszalem o nim – zainteresowal sie Tomek.

– Przyjechal do Egiptu w 1905 roku, by podratowac zdrowie i dzieki poparciu naszych dyplomatow zostal zatrudniony przez samego Gastona Maspero. Szybko osiagnal wybitne rezultaty, Maspero uwazal go za jednego z najzdolniejszych swych wspolpracownikow. Niestety, w 1909 roku zabila go choroba pluc.

– Jak pech, to pech – westchnal Nowicki. – Nie dosc, ze uwzieli sie na nas zaborczy sasiedzi, to jeszcze i chorobska wywlekaja na obce kontynenty i niszcza najlepszych…

–  Coz, ma pan racje – rzekl Bienkowski. – Smolenski bardzo przezywal rozstanie z Polska. Pisal do przyjaciol, ze marzyl o pracy w kraju i dla kraju, ale skoro los mu nie sprzyja, to honor Polaka wymaga, by objawil sie dobry egiptolog takze znad Wisly.

– Brawo, brawo! – zawolal Nowicki. – Po tym zawsze mozna poznac Polakow, ze honor cenia i dla Ojczyzny wiele poswiecic gotowi.

Na milej pogawedce uplynal im niemal caly dzien. Na planowany spacer do Medinet Habu wybrali sie dopiero okolo czwartej, wystawiwszy na ciezka probe cierpliwosc Patryka. Szli piechota, wolno, najpierw wsrod pol, a potem jak zwykle przez piaski. Wioska rozlozyla sie w kotlince wsrod gor. Zobaczyli juz palmy, ogrody i kopulasto wzniesione chatynki. Rozmawiali po drodze oczywiscie o Bienkowskim i jego bezcennej dla nich wiedzy o tutejszych zabytkach.

Patryk uwolniony od opieki nad psem, ktory zostal z Sally, myszkowal swoim zwyczajem w roznych dziwnych miejscach, a tych wsrod skal nie brakowalo. W uskoku, w ktory wlasnie zamierzal sie zapuscic, dostrzegl niewyrazny zarys ludzkich postaci. Zawahal sie na moment I zaczal wycofywac do Tomka i Nowickiego. Zza skal wybieglo jednak kilku ludzi. Poruszali sie cicho jak zjawy. Jeden chwycil chlopca, ktory nie zdazyl nawet krzyknac, by ostrzec “wujkow”. Marynarz odwrocil sie w ostatniej chwili, zanim spadla na niego ogromna siec. Szamotal sie w niej bezskutecznie. Dostrzegl jeszcze nieruchomo rozciagnietego na piasku Tomka i uderzony w glowe stracil przytomnosc.

Nie czuli, kiedy ich wiazano i ciagnieto w ciemny wawoz, gdzie czekaly gotowe do drogi wierzchowce. Przywiazani do koni, nieprzytomni, wyruszyli w nie znane.

[121] A. Stadnicki i T. Koziebrodzki (1860-1916) byli w tym czasie pracownikami poselstwa austro-wegierskiego w Kairze. Koziebrodzki od 1904 r. pelnil funkcje konsula generalnego, a potem ministra pelnomocnego.


[122] T. Smolenski (1884-1909) – jeden z pierwszych polskich egiptologow. Wyjechal do Egiptu w 1904 r., przyjety zyczliwie przez dyrektora Service des Antiquites, Gastona Maspero, odbyl u niego studia i wkrotce osiagnal wybitne rezultaty. Kierowal pracami wykopaliskowymi w Gornym Egipcie. Jako pierwszy z Polakow przetlumaczyl na jezyk ojczysty basnie, wydane pod tytulem “Na dworze Cheopsa”. W 1909 r. byl Sekretarzem Komitetu organizacyjnego II Miedzynarodowego Kongresu Archeologow Klasycznych w Kairze. W tym samym roku zmarl na suchoty w Krakowie. W testamencie pisal: “Niech nikt nie zapomina o niedoli kraju; niech, strzegac sie wystepku znieprawienia, spelnia wytrwale obowiazki sumienia w sprawie publicznej nauka i cnota”. Piekne wspomnienie o nim, w formie nekrologu, napisal Gaston Maspero.