Tomek w grobowcach faraon?w, стр. 34

*

Sally czulaby sie pewniej, gdyby poczekali z wszelkim dzialaniem na przyjazd Smugi.

– Przeprawmy sie na druga strone i przyjrzyjmy tej wsi, El-Kurna – kusil jednak Nowicki.

– Przy okazji cos przeciez zwiedzimy – poparl go Tomek.

– Tym bardziej ze bedziemy miec przewodnika – goraczkowal sie Nowicki nagle pelen zapalu do zwiedzania.

– Przewodnika? – Sally byla naprawde zdziwiona. Opowiedzieli jej o spotkaniu z rodakiem.

– Skoro umowiliscie sie z nim – ustapila Sally – trzeba jechac… Zostawiwszy w recepcji informacje dla Smugi, wynajeli dwoch arabskich sluzacych, w tym tabbacha, czyli kucharza, i przeprawili sie promem na lewy brzeg Nilu, ktory w tym miejscu mial szerokosc Wisly w Warszawie. Woda rzeki okazala sie metna i mulista. Tabbach, znajacy nieco angielski, proponowal podroznym, by jej sprobowali:

– Kto napije, nigdy nie zapomni smak i powroci… – powiedzial.

– Sprobuj, sikorko – rzekl Nowicki do Sally. – To ty tak bardzo pragniesz poznac Egipt. Posmakuj go!

– I bez tego wroce. Najchetniej z toba, Tadku – w Sally odezwal sie buntowniczy duch.

– Mnie tu nawet za cene zywej mumii juz nic i nikt nie przyciagnie – mowiac to, marynarz splunal do wody. – Nawet w slinie chrzesci piasek.

Rozbili namioty w cieniu drzew, w poblizu Kolosow Memnona [112] . Miejsce nadawalo sie do tego idealnie, tak ze wzgledu na swe polozenie, umozliwiajace wypady we wszystkich kierunkach, jak i ze wzgledu na bliskosc przystani. Sally twierdzila nadto, ze to jedno z najbardziej romantycznych miejsc w okolicy.

Gdy rozstawili namioty, a Sally z niefrasobliwa choc ochocza pomoca Patryka zaczela urzadzac obozowisko, Nowicki zaproponowal:

– Nic tu teraz po nas. Przejdzmy sie do tego “kurnika”… Trzeba brac byka za rogi.

– Badzcie tylko, chlopcy, ostrozni! – przestrzegla Sally. “Chlopcy” spojrzeli po sobie, usmiechajac sie od ucha do ucha.

Obaj przewyzszali Sally co najmniej o glowe.

El-Kurna, wioseczka widoczna z miejsca ich obozowiska, lezala na jednym z poludniowych stokow Plaskowyzu Libijskiego. Kilkanascie chalupek rozrzuconych na lagodnym wzniesieniu. Sciezka wsrod pol szybko do nich doszli. Spedzili tam sporo czasu, ale nie odkryli niczego. Wynajeli jedynie osiolki i ich poganiaczy na wyprawe z Bienkowskim do Miasta Umarlych.

Zamierzali tam dotrzec jak najszybciej i przeznaczyc na obejrzenie Miasta Umarlych nie wiecej niz jeden dzien. Musieli wiec liczyc sie z szybkim, forsownym marszem. Po raz pierwszy mieli tez nie tylko wyruszyc w gory, ale i zaglebic sie w pustynie. Byly to okolicznosci, ktore nie sklanialy do zabrania ze soba chlopca w wieku Patryka. Co do tego “wujkowie”, a nawet poblazliwa zwykle dla Patryka Sally, wyjatkowo sie zgadzali. Ale ze nie wzieli go nawet na ow krotki wypad do tego, jak mowil Nowicki, “kurnika”, postanowili zlagodzic rozgoryczenie, powierzajac mu nadzor nad obozowiskiem i arabska sluzba na czas swej nieobecnosci. Oczywiscie przydali Patrykowi do pomocy i towarzystwa, jak mowili, niezawodnego Dinga. Obiecali tez solennie juz wkrotce latwiejsza i bezpieczniejsza wycieczke.

Tak wiec o swicie nastepnego dnia na przystani spotkali sie z Bienkowskim oboje Wilmowscy i Nowicki. Wyruszyli kamienistym wawozem w kierunku doliny Deir el-Bahari [113] . Z obu stron wznosily sie rude, brazowawe i liliowe urwiska, z rzadka poprzecinane zoltawym pasmem piaskow.

– Przypomina mi to Tatry wczesna wiosna albo pozna jesienia – powiedzial Nowicki. – Tylko tamte turnie mialy inny kolor, byly szare, granatowe, czarne, gdzieniegdzie pokryte sniegiem, tak jak te zoltym piaskiem… Bylem dzieckiem, kiedy wywiezli mnie w gorzyska i odtad juz ich nie lubie…

Ponury dosc nastroj harmonizujacy z wygladem przyrody poglebialy jeszcze chlod i szarosc cienia, wypelniajaca caly, waski wawoz, ktorego dolne partie nigdy nie widzialy slonca.

Droga prowadzila prosto, potem z lekka wznosila sie. Za jednym z ostrych zakretow strome zbocze prowadzilo do Deir el-Medina [114] . Miejscami trzeba bylo schodzic z osiolkow, by je bezpiecznie przeprowadzic. Zakladano im wtedy na oczy specjalne zaslony, by przestraszone zwierzeta nie stoczyly sie w przepasc.

– W czasach faraonow byla to byc moze osada pracujacych przy wykuwaniu i ozdabianiu grobowcow rzemieslnikow i robotnikow [115] . Pozniej osiedli tu mnisi koptyjscy, stad nazwa kotlinki – objasnial Bienkowski.

Z Deir el-Medina lagodne przejscie prowadzilo do Deir el-Bahari.

– Tu wlasnie miesci sie kryjowka, w ktorej zlozono mumie faraonow Nowego Panstwa, wskazana wladzom przez Rasula dokladnie 30 lat temu. Jeszcze kilometr i ujrzymy swiatynie Hatszepsut [116] – mowil dalej.

Wyszli niemal wprost na nia.

– To fascynujace! – zawolala Sally.

– Niczego piekniejszego nie ujrzycie chyba w Egipcie – bardzo cicho powiedzial Bienkowski. – Zerwano tu z kanonami sztuki wymyslonej przez ludzi, by nasladowac przyrode.

Rzeczywiscie, swiatynia tulila sie do ogromnej, wznoszacej sie nad nia na ponad sto metrow skaly.

– Skalna sciana robi wrazenie dobudowanej do swiatyni – z podziwem powiedzial Tomek.

Stali dlugo, wpatrzeni w trzyschodkowe, poziome tarasy wspanialej budowli. Kazdy z nich zakonczony byl kruzgankiem wspartym na kolumnadzie.

– Nie wszystko jeszcze odkopano. Prace tutaj trwac beda wiele, wiele lat – opowiadal Bienkowski. – Niegdys tarasy byly zielone, utworzono bowiem z nich kolorowe, kwietne ogrody, rosly bujnie drzewa… Mozliwe, ze miedzy innymi dlatego nazywano swiatynie “najwspanialsza z najwspanialszych”.

– Ilez to wszystko musialo kosztowac – westchnela Sally.

– Nawet bez zieleni swiatynia wyglada imponujaco – przyznal Nowicki. – Niczym potezny okret z rownie poteznym zaglem.

– Tobie wciaz tylko morze w glowie – pokiwal glowa Tomek.

– Przeciez to dobre porownanie – Sally wziela w obrone kapitana. – Chociaz swiatynia bardziej harmonizuje z przyroda niz okret, ktory na morzu wyglada jak intruz.

Nowicki nic nie powiedzial, ale znac bylo po jego minie, ze z ocena Sally wcale sie nie zgadza.

Wkrotce zatrzymali sie na nocleg. Nastepnego dnia znowu wsiedli na osiolki i wyruszyli w strone Doliny Krolow. Jechali najpierw wzdluz Nilu, by skrecic na polnocny zachod, na droge omijajaca dzebel [117] z Deir el-Bahari. Z obu stron pietrzyly sie coraz wyzsze, poszarpane, gorskie granie, przechodzace nizej w piaszczyste stoki, poprzetykane gdzieniegdzie wyschnieta, szara, krzaczasta gestwina. Miejscami wawoz przechodzil w cieniste rozpadliny, ktorych przyjemny chlod zderzal sie z zarem powietrza. Po dwu godzinach meczacej podrozy w upale i kurzu, podczas ktorej nie spotkali nikogo, poniewaz zamieszkane byly jedynie niektore groty u stop gor, dotarli do miejsca, gdzie waska droga przechodzila w szeroka kotline.

– Doswiadczenie wiekow nauczylo faraonow, ze widoczne z daleka piramidy nie stanowia dobrego zabezpieczenia dla zwlok. Obmyslili nowy system chowania zmarlych – wyjasnial Bienkowski. – W gorzystej, poprzecinanej wawozami dolinie, w rozmaitych jej zakamarkach wykuwano w wapiennej skale stromy, niemal dwudziestometrowy korytarz, wiodacy do ukrytych pod ziemia komnat [118] . W jednej z nich miescil sie skarbiec, w kilku innych bogate wyposazenie zmarlego, najnizej umieszczano sarkofag z mumia i urny z wnetrznosciami krolow. Po pogrzebie wejscie do grobowca dokladnie zasypywano.

– Ale i te grobowce mimo zabezpieczen, nie uchronily sie przed grabieza – powiedziala Sally.

– Owszem – potwierdzil Bienkowski. – Chociaz budowano je w sporej odleglosci od zamieszkanych terenow, pod najwyzszym w okolicy szczytem, zwanym przez Arabow El-Karn, czyli Rog, a przez starozytnych Egipcjan Swieta Gora lub Szczytem Zachodu.

Zmierzajac w kierunku gory, zatrzymali sie, by obejrzec prowadzone wlasnie w Dolinie Krolow prace wykopaliskowe. Ogladane z daleka nie wydawaly sie czyms ciekawym. Ot, po prostu grupa Arabow, ktora pod nadzorem Europejczyka w korkowym helmie wydobywa koszami ziemie i wysypuje ja do wiekszych skrzynek lub wprost na recznie pchane, ustawione na prowizorycznych szynach wagoniki. I rytmizujacy te nuzaca prace monotonny, choralny spiew.

Nikt nie mial jakos ochoty przygladac sie temu dluzej. Moze poza Nowickim, ktorego wzrok przyciagnelo cos w sylwetce nadzorcy, niezbyt dokladnie stad widocznej, a jednak dziwnie znajomej. Ale zblizaly sie juz najgoretsze godziny dnia, wiec i on ulegl ogolnemu roztargnieniu. Tym bardziej, ze wszystkich wkrotce calkowicie zaabsorbowal spor o droge powrotna: czy ma to byc wygodna droga polnocna, jak proponowal Bienkowski, czy waska gorska sciezka prowadzaca do Deir el-Bahari. A tego bardzo pragnela Sally, zwlaszcza ze Bienkowski okreslil to gorskie przejscie jako bardzo atrakcyjne widokowo.

Nie mogli zatem wiedziec, ze ich obecnosc zostala dostrzezona i byla pilnie obserwowana odkad tylko wjechali w Doline. Ruchliwy nadzorca, ktory tak szybko zniknal im z oczu wszedlszy miedzy robotnikow, porozmawial przez chwile z jednym z nich i to z zadziwiajacym skutkiem. Robotnik porzucil bowiem swoje zajecie, dosiadl osla i w pospiechu odjechal z rejonu wykopalisk. W poblizu nie bylo juz jednak nikogo, kogo ow nagly odjazd moglby zastanowic.

Niewielka, nie tak dawno przygladajaca sie wykopaliskom kawalkada, przeczekawszy upal w cieniu skal, rozdzielila sie na dwie grupy, z ktorych kazda wybrala inna powrotna droge. Bienkowski z oslami i poganiaczami poszedl polnocna. Sally z Tomkiem i nie do konca przekonanym Nowickim, jak zawsze podejrzliwym wobec wszelkich gorskich wypraw – gorska sciezka.

Poczatkowo sciezka piela sie dosc lagodnie, ale wkrotce pojawily sie pierwsze trudnosci: po obu stronach urwistych wapiennych skal zialy przepascie. W dole widoczna po lewej stronie byla teraz cala, piaszczysta Dolina Krolow. Z prawej brzeg Nilu: urodzajna plaszczyzna pocietych na kwadraty pol, dalej wioski El-Kurna i Medinet Habu, Kolosy Memnona i horyzont otoczony palmami.

[112] Kolosy Memnona – nazwe te nadali Grecy: Memnon polegl w wojnie trojanskiej zabity przez Achillesa. W rzeczywistosci sa to posagi Amenhotepa III (z greckiego: Amenofisa III), faraona z XVIII dynastii, panujacego w latach 1417-1379 p.n.e., ktorego nastepca byl Echnaton.


[113] Deir el-Bahari, czyli Klasztor Polnocny – nazwa pochodzi od koptyjskich mnichow.


[114] Deir el-Medina, czyli Klasztor Poludniowy.


[115] Stwierdzono to z pewnoscia dopiero w 1948 r.


[116] Hatszepsut (1504-1482 p.n.e.). Obok jej swiatyni znajduja sie dwie inne: Mentuho-tepa I (XI dynastia) i Tutmesa III (XVIII dynastia). Te ostatnia odslonila w latach 1961-1965 Polska Misja Archeologiczna kierowana przez profesora Kazimierza Michalowskiego, pracujaca przy rekonstrukcji swiatyni Hatszepsut.


[117] Dzebel (ar.) – lancuch gorski.


[118] Pierwszym faraonem pochowanym w ten sposob w Dolinie Krolow byl Tutmes I (1545-1515).