Tomek w grobowcach faraon?w, стр. 32

Chwile grozy

Wilmowscy postanowili uzywac w Luksorze panienskiego nazwiska Sally. Lord Allan z malzonka i siostrzencem oraz towarzyszacy im lokaj zamieszkali w apartamencie na jednym z wyzszych pieter hotelu “Winter Palace”. Z tarasu apartamentu mogli ogladac ponury pejzaz ruin Karnaku, rozlegly fragment Nilu i pietrzace sie na zachodnim brzegu skalne urwiska. Sally nie pozwolila im ochlonac po trudach przebytej drogi. Najpierw nalegala na spacer wsrod starozytnych ruin Karnaku, co zajelo im dobrych kilka godzin. Teraz, po polgodzinnym wykladzie z historii Teb, gdy wymienila juz wszystkie panujace dynastie i co ciekawszych faraonow, “powedrowala” do nekropolii na zachodnim brzegu [105] i rozpoczela opowiesc o odkryciu poszczegolnych grobowcow. Jak zwykle nie wytrzymal Nowicki.

– Sikorko, daj odetchnac! Mam juz dosyc tych trumiennych historii. Znow od samego poczatku karmisz nas mumiami… Na razie pobedziemy w miescie zywych, umarlakami zajmiemy sie potem.

– Mysle, ze za pare dni dolacza do nas ojciec ze Smuga – wszedl w rozmowe Tomasz, by zmienic nuzacy dla nich temat.

– Tymczasem nie siedzmy z zalozonymi rekami, wdychajac ten przeklety, suchy pustynny pyl – westchnal Nowicki.

Rzeczywiscie, wial chamsin [106] , poludniowo-wschodni wiatr pustynny. Jak zawsze niosl ze soba tumany piasku, kurzu, suchej mgly. Nazywany przez Arabow trujacym, zazwyczaj wial niemal bez przerwy przez piecdziesiat dni. Byla to zaiste “przekleta pora”, powodujaca napiecia takze miedzy ludzmi. Przejmujace wycie nie wplywalo bowiem kojaco na nerwy. Niemal wszyscy stawali sie nerwowi i skorzy do sporow. Sally nie zorientowala sie w nastrojach towarzyszy i wystapila z propozycja, ktora nie mogla byc, po Kairze, entuzjastycznie przyjeta.

– Mozemy przeciez zwiedzac tutejsze zabytki.

– Ech, ta znowu swoje… Tylko te kamienie ci w glowie. Mam juz od nich lepetyne pelna zametu. Nic, tylko zwiedzaj i zwiedzaj! – zirytowal sie Nowicki.

– Wypada nam jednak zobaczyc to i owo – lagodzil Tomasz.

– To sobie zwiedzajcie! Ja wolalbym nieco poweszyc – zaznaczyl Nowicki.

– Jedno nie przeszkadza drugiemu – mitygowala Sally. – Proponuje zobaczyc jeszcze dzis swiatynie w Luksorze.

– Po coz tam isc. Przeciez widac – Nowicki gestem wskazal pobliskie ruiny i niespodziewanie poczal parodiowac styl przewodnikow oprowadzajacych wycieczki.

– Jestesmy na dziedzincu, oto wschodni portyk. Stad mamy widok na kolumnade, a kolumny stoja jak na parade… To sa reliefy, ten posag z wieku przed wiekami, a tamten jeszcze wczesniejszy. Te kolumienki sa papirusowe, bo rozlozyste jak liscie, a tamte, prosze panstwa, zamkniete, maja ksztalt kwiatu lotosu, a to tutaj to jest brr… pyton, nie, pylon. Przez westybul przechodzimy do sali hypostylowej. Patrzmy na sciany. Co widzimy, prosze szanownych panstwa? To sceny prowadzenia jencow, a to zarzynanie wolow [107] … – mlodzi Wilmowscy byli zdumieni zarowo nagle ujawnionym rozdraznieniem starego druha, jak i jego talentem do zapamietywania trudnych terminow.

– Niech sie zamienie w sardynke zamknieta w blaszanej puszce, jesli wkrotce nie stane sie znawca sztuki egipskiej – marynarz odetchnal gleboko. – Co masz jeszcze w zanadrzu, sikorko? Wyciagaj, bo niecierpliwie czekam. Czy tylko ta swiatynia w Luksorze tak cie absorbuje? Wolalbym juz, do stu funtow hawajskiego tytoniu, jechac i popatrzec na tych umarlakow naprzeciw.

– Raz mowisz tak, raz tak, kapitanie – Sally poczula sie calkiem rozbrojona. – Jestesmy przeciez tu dopiero od wczoraj i juz zwiedzilismy caly kompleks swiatyn w Karnaku, ktory byl polnocna dzielnica Teb. W Luksorze, stanowiacym niegdys poludniowa czesc miasta, jest tylko jedna swiatynia.

– Wszystko jak na dloni widac z tego tarasu – z uporem powtorzyl No wieki.

– Tak, mozemy sie czuc troche jak zolnierze Napoleona, ktorzy przybyli tu w pogoni za Mamelukami pokonanymi w bitwie pod piramidami i zaprezentowali bron na znak zachwytu dla tej swiatyni. – Sally znowu nie mogla sie powstrzymac. – Zbudowal ja Amenhotep III, ojciec faraona, ktory probowal zmienic wiare w Egipcie.

– Pamietam, pamietam – odrzekl No wieki. – Mial na imie Echnaton… To ten, co w nazwie bostwa zmienil jedna litere…

– Tak, wlasnie on. Echnaton albo Amenhotep IV – uzupelnila Sally.

– Zieciem, ktorego z kolei byl Tutanchamon – tym samym tonem wtracil Tomasz.

– Niech wam bedzie. Piekna swiatynia, zbudowana wzdluz Nilu, ma ze 260 metrow dlugosci, jak porzadny okret dalekomorski – uspokajal sie Nowicki. – Ale, skoro juz jestesmy przy tym, jak go zwal… Tu, tam… Tuman… Cham… – marynarz zaplatal sie niczym Patryk. – Niech mnie wieloryb polknie, jesli nie polamie sobie na nim jezyka – westchnal. – Skoro juz przy tym trudnym faraonie jestesmy, to wezmy sie do rzeczy i zacznijmy weszyc. Po to tu przeciez przybylismy…

– To dziwne, ze pamietasz tyle szczegolow z wykladow Sally, a zapominasz imie tego faraona.

– Zawsze mialem klopoty z nazwiskami. Zreszta, ty, Tomku, tez! Pamietasz, opowiadales mi o tym – rozesmial sie juz ze zwykla dla siebie pogoda Nowicki.

– Stare dzieje… – westchnal Tomek.

– Nic mi o tym nie mowiles – nalegala Sally, ciekawa szkolnych przygod meza.

– Po prostu nie bylo okazji… To bylo w rosyjskiej szkole w Polsce. Nauczyciel geografii uparl sie nie przepuscic do nastepnej klasy mojego przyjaciela, Tymowskiego.

– A Tymowski i Wilmowski to bardzo podobne nazwiska – wtracil Nowicki.

– Tak, no i na dodatek tego wlasnie dnia Krasawcew, bo tak sie ow nauczyciel nazywal, zapomnial okularow, bez ktorych bardzo slabo widzial [108] . Poszedlem wiec do odpowiedzi za mojego przyjaciela…

– To dopiero byla heca – rozesmiala sie Sally.

Ale juz znowu Nowicki przypominal im, ze powinni zajac sie powaznymi sprawami.

– Cierpliwie czekajmy na nasza grupe ubezpieczeniowa – powiedzial Tomasz. – Napad na statku swiadczy, ze o nas wiedza.

– Co nie przeszkadza, by sie nieco rozejrzec – zdecydowanie odparl Nowicki. – Smarujcie jutro rano z Patrykiem na suk [109] , rozejrzyjcie sie po sklepach. Pogadajcie z handlarzami… Ja pochodze troche wlasnymi sciezkami… I obiecuje, ze bede codziennie wyprowadzal Dinga na spacer, jak na porzadnego lokaja przystalo. Przyrzekam, ze nie bede sie wyreczal Patrykiem. A przy okazji… Warto byloby tez odwiedzic owego duchownego, ktorego polecal nam ten Kopt w Starym Kairze.

Nowicki wyraznie postanowil polozyc kres turystyce.

– Ow koptyjski mnich zyje gdzies w poblizu wioski Medinet Habu – odrzekl Tomek, ktory rozumial starego druha, gdyz jego rowniez znuzylo juz miasto i tesknil za otwartymi przestrzeniami.

[105] Miasto zywych – administracyjne centrum panstwa i kultu, w przeciwienstwie do polozonego na zachodnim brzegu Nilu – Miasta Umarlych, ktore juz od czasow IX i X dynastii stalo sie nekropolia.


[106] Chamsin (samum) – goracy, poludniowo-wschodni, porywisty wiatr pustynny, wiejacy z przerwami przez 50 dni.


[107] Portyk czy pylon to monumentalna budowla przed wejsciem np. do swiatyni. Westybul – przedsionek. Hypostyl – sala o wielu kolumnach. Reliefy – plaskorzezby.


[108] Historia opisana w powiesci Tomek w krainie kangurow.


[109] Suk (ar.) – targ.