Eldorado, стр. 64

I wlasciwym sobie ruchem objal rekoma glowe Malgorzaty i spojrzal w jej oczy przy swietle bladego ksiezyca.

Widziala tylko sylwetke meza na wzburzonym niebie. Nie rozpoznawala ani jego oczu, ani ust. Ale czula, ze byl blisko i radosc omal jej nie zabila.

– Wyjdz z karety, moja najmilsza, niech swieze powietrze orzezwi cie nieco. O staje stad znajduje sie mala karczma; zbudzilem juz niezbyt uprzejmego gospodarza. Ty i Armand mozecie odpoczac tam z pol godziny, poki nie ruszymy w dalsza droge.

– A ty, Percy? Czyz nic ci nie grozi?

– Nic nam nie grozi do jutra rana; mamy dosc czasu, by dojechac do Le Portel i wsiasc na poklad „Day Dreamu”, zanim moj uprzejmy przyjaciel Chambertin odnajdzie swego godnego kolege z kneblem w ustach w kaplicy Grobu. Wyobrazam sobie, jak stary H~eron zacznie przeklinac, gdy otworzy usta.

Pomogl Malgorzacie wysiasc z karety. Morskie powietrze, ktore wchlonela w pluca, oszolomilo ja, ale silne ramiona podtrzymaly ja.

– Czy mozesz isc, kochanie? – spytal. – Oprzyj sie o mnie, to niedaleko, odpoczynek doda ci sil.

– Ale ty, Percy?…

Zasmial sie – pelna radosc zycia zdawala sie dzwieczec w tym smiechu. Wsunela mu reke pod ramie, on przez chwile stal z oczyma wpatrzonymi w daleki horyzont, oblany tajemniczym swiatlem wschodzacego ksiezyca.

Przycisnal jej reke do serca, ale prawa dlon wyciagnal ku czarnemu walowi lasu i wierzcholkom sosen, ktorymi igral jeszcze zamierajacy wiatr.

– Malgorzato – rzekl, a glos jego zadrzal. – Poza tymi lasami, daleko rozlegaja sie jeki nieszczesliwych. Dochodza one do mnie az tu. Gdyby nie ty, przeszedlbym na nowo ten las dzis w nocy jeszcze, aby wrocic do Paryza. Ale dla ciebie nie uczynie tego – dodal z naciskiem, przytulajac do siebie drzaca jej dlon.

Szla naprzod w milczeniu. Radosc jej byla tak wielka, jak jej bolesc. Znalazla go na powrot, tego, ktorego uwielbiala, tego, o ktorym myslala, ze juz nigdy na ziemi nie zobaczy. Odnalazla go, ale zdawala sobie jasno sprawe, ze nawet teraz, po straszliwych tygodniach meki i bezgranicznej niedoli, milosc nie zapanowala nad awanturnicza jego natura i nad nieokielznana zadza przygod i mlodzienczego entuzjazmu.

Rozdzial XV. Kraina Eldorado

W kieszeni plaszcza H~erona Percy znalazl portfel z kilkoma setkami frankow. Dziwnym zbiegiem okolicznosci pieniadze tego lotra posluzyly do przekupienia gospodarza malenkiej karczmy, by ugoscil nocnych wedrowcow.

Malgorzata siadla w milczeniu kolo meza, trzymajac jego reke w swych dloniach. Armand z przewiazana glowa zajal miejsce naprzeciwko nich, oparl sie lokciami o stol i schowal twarz w dloniach. Byl bardzo przybity i mizerny i od czasu do czasu wlepial w swego wodza palajace goraczka oczy.

– Tak, mlody szalencze – rzekl Blakeney wesolo, o malo nie zepsules calego planu swoimi piskami przy drzwiach kaplicy.

– Chcialem isc do ciebie, Percy… myslalem, ze zamkneli cie tam w kaplicy…

– Nie mnie zamkneli, tylko mego przyjaciela H~erona, skrepowanego jak barana. Znajdzie go jutro moj drugi przyjaciel, mr. Chambertin. Chcialbym uslyszec pomstowanie H~erona- gdy wyjma mu knebel z ust.

– Jak sie to stalo, Percy? I gdzie byl de Batz?

– Wciagnalem de Batza do spisku, ktory uknulem, zanim te lotry wzieli was za zakladnikow. Mialem wowczas nadzieje, ze wsrod zamieszania walki uda mi sie uciec. Mogla nadarzyc sie ku temu sposobnosc, a wiesz, jak wierze w lysa fortune z jednym wlosem na glowie, ktory trzeba schwycic w odpowiedniej chwili. Chcialem za wszelka cene uchwycic ten wlos, chocby po to tylko, by nie umrzec w wilgotnej jamie jak gad, tylko pod Bozym niebem. Wiedzialem, ze de Batz da sie zwabic. Donosilem mu w liscie, ze delfin bedzie w palacu d'Ourde tej nocy, ale obawialem sie, ze rzad rewolucyjny cos zmiarkowal i przysle zbrojny oddzial, by odbic chlopca. Ffoulkes zaniosl mu ten list. Nie bylo watpliwosci, ze de Batz uczyni, co tylko bedzie mogl, by delfin dostal sie w jego rece; podczas utarczki fortuna mogla mi dopomoc chocby przez jedno mgnienie oka. Wszystko tak ulozylem, by dojechac do lasku Bulonskiego o zmierzchu, a noc jest zawsze wielkim sprzymierzencem. Ale na posterunku przy ulicy sw. Anny przekonalem sie, ze powzieto srodki ostroznosci, ktorych nie spodziewalem sie zupelnie. – Umilkl na chwile, a oczy jego podkrazone i wpadniete zajasnialy znow niezmordowana fantazja na wspomnienie przebytych niebezpieczenstw.

– Bylem wowczas tak slaby i nieudolny – ciagnal dalej, zwracajac sie do Malgorzaty – ze musialem wpierw wzmocnic sie i wypoczac, zanim moglem naprawic wyrzadzona ci krzywde, najdrozsza, narazajac twe cenne zycie, by ratowac swoje. Ale nielatwo bylo uporac sie z tym krzykliwym jegomosciem w ciasnej karecie. Przez trzy dni i dwie noce jadlem, pilem, spalem, nabieralem sil, az wreszcie korzystajac z ciemnosci, ogluszylem H~erona poteznym uderzeniem, na wpol go udusilem, skrepowalem silnie i wlozylem na siebie jego brudny plaszcz, obdarty bandaz i wysoki kapelusz. Ryk, ktory wydal, gdy go zaatakowalem, byl tak przerazliwy, ze az konie przysiadly na zadach – przypominasz sobie? Ale na szczescie halas przygluszyl nasza ostatnia walke w powozie. Jeden Chauvelin bylby sie prawdy domyslil, ale pojechal naprzod, a lysa fortuna przeszla laskawie kolo mnie i uchwycilem ja za wlos. Potem wszystko poszlo bardzo gladko. Sierzant i zolnierze nie widzieli prawie wcale H~erona za dnia, mnie rowniez, wiec oszukac ich nie bylo trudno, a ciemnosc nocy jest, jak zaznaczylem, moim najwierniejszym sprzymierzencem. Potrafilem niezle nasladowac ochryply glos H~erona, bylo wiec nieprawdopodobne, by ci prosci zolnierze odgadli, co sie stalo. Rozkazy agenta wypelniano slepo i bez namyslu, a ludzie ani chwili nie zastanowili sie, czemu wyjezdzal z wiezniami pod eskorta dwoch zolnierzy, gdy przedtem dwudziestu pilnowalo zakladnikow. A jezeli ich to zdziwilo, nie ich rzecza bylo sie nad tym zastanawiac. Ci dwaj szeregowcy spedzaja noc bardzo niewygodnie w lasku Bulonskim, przywiazani do drzewa, o pare mil jeden od drugiego. A teraz – dodal wesolo – do powozu, piekna pani i ty, Armandzie. Mamy jeszcze siedem mil do Le Portel, a musimy tam stanac przed switem.

– Sir Andrew kazal ci powiedziec Percy, ze pojedzie naprzod do Calais, spotka sie z „Day Dreamem”, a potem uda sie do Le Portel. A gdyby nie odebral od nas wiadomosci, mial skierowac sie ku palacowi d'Ourde w poszukiwaniu mnie.

– W takim razie zastaniemy go jeszcze w Le Portel; wy dwoje musicie wsiasc od razu na poklad „Day Dreamu”, gdyz Ffoulkes i ja damy sobie zawsze rade.

Byla godzina pierwsza po polnocy, gdy Percy i Armand wyszli z karczmy, aby przyprowadzic powoz. Malgorzata czekala na nich na progu, gotowa do drogi.

– Percy – szepnal Armand – czy Malgorzata nie wie?…

– Ma sie rozumiec, ze nie wie, ty mlody zapalencze – odparl lekko Percy. – Jezeli jej powiesz, leb ci skrece!

– Ale ty – rzekl mlodzieniec z zapalem – jakze mozesz zniesc moj widok?… Moj Boze! Gdy mysle…

– Nie mysl, moj poczciwy Armandzie, a w kazdym razie nie o tym; pamietaj tylko o kobiecie, dla ktorej popelniles zbrodnie. Jezeli jest dobra i godna powazania, wez ja za zone; nie teraz, gdyz byloby szalenstwem wracac do Paryza, ale kiedys, gdy przyjedzie do Anglii, a cala przeszlosc pojdzie w zapomnienie. Kochaj ja jak mozesz najserdeczniej, Armandzie. Naucz sie tej sztuki lepiej, niz ja sie jej nauczylem i nie wyciskaj z oczu Joanny Lange tych lez niepokoju i bolu, ktore moj zmysl awanturniczy wyciska z oczu twej siostry. Miales racje, Armandzie, gdy mowiles, ze nie umiem kochac.

Ale na pokladzie „Day Dreamu”, gdy wszelkie niebezpieczenstwo minelo i zblizali sie do Anglii, krainy Eldorado, Malgorzata zrozumiala, ze mimo wszystko Percy umial kochac.

***
Eldorado - pic_2.jpg