Szkarlatny Kwiat, стр. 6

Towarzysze wyprowadzili wreszcie z sali Harry Waite'a, wzburzonego i podnieconego wzrastajacym podziwem wicehrabiego dla Sally.

– Susanne! – rozlegl sie ostry, rozkazujacy glos hrabiny.

Zuzanna zaczerwienila sie ze wstydu. Stojac kolo ogniska z rekoma w dloniach mlodego Anglika, zapomniala zupelnie, gdzie sie znajduje i dopiero glos matki przywrocil ja do rzeczywistosci. Z pokornym "tak, mamo" przyblizyla sie spiesznie do stolu i zmieszana siadla do kolacji.

Rozdzial IV. Liga "Szkarlatnego Kwiatu"

Wszyscy mieli twarze promieniejace zadowoleniem, nawet szczesciem, przy tym wspolnym posilku: i sir Andrew Ffoulkes, i lord Antony, przystojni mlodzi Anglicy z wielkiego swiata, i wytworna francuska hrabina z dwojgiem dzieci, ktorej udalo sie ujsc smierci, znalazlszy bezpieczne schronienie na brzegach goscinnej Anglii.

W rogu pokoju dwaj nieznajomi ukonczyli tymczasem rozpoczeta partie. Jeden z nich powstal i obrociwszy sie plecami do wesolego towarzystwa, nalozyl starannie zakapturzony plaszcz, rzucil krotkie spojrzenie wkolo siebie, a widzac, ze wszyscy byli zajeci rozmowa, szepnal slowko towarzyszowi, ktory blyskawicznie, ze zdumiewajaca zrecznoscia, wsunal sie bez szmeru pod debowy stol. Nieznajomy w plaszczu zas z glosnym "do widzenia" spokojnie opuscil kawiarnie.

Nikt nie zauwazyl tego dziwnego zdarzenia i gdy zakapturzona postac zamknela drzwi za soba, wszyscy odetchneli z ulga.

– Nareszcie sami! – zawolal radosnie lord Antony.

W tej chwili mlody wicehrabia de Tournay powstal z pucharem w reku i z uprzejmoscia, znamionujaca owe czasy, podniosl go w gore, mowiac lamana angielszczyzna:

– Zdrowie jego krolewskiej mosci krola Jerzego III Angielskiego! Niech mu Bog blogoslawi za jego goscinnosc dla nas wszystkich, biednych wygnancow francuskich!

– Zdrowie krola! – powtorzyli lord Antony i sir Andrew, podnoszac puchary.

– Zdrowie jego krolewskiej mosci, krola Ludwika francuskiego! – dodal sir Andrew uroczyscie. – Niech go Bog strzeze i dopomoze do zwyciestwa nad wrogami!

Wszyscy wstali i wychylili w milczeniu wino. Dola nieszczesliwego monarchy francuskiego, wieznia wlasnego narodu, rzucila cien smutku nawet na usmiechnieta twarz Jellybanda.

– Wznosze toast na czesc hrabiego de Tournay de Basserive! – rzekl lord Antony wesolo. – Obysmy mogli niebawem powitac go w Anglii!

– Ach, panie! – odparla hrabina, siegajac po kieliszek drzaca reka i podnoszac go do ust. – Nie smiem nawet ufac…

Lord Antony nalal zupe, a Jellyband wraz z Sally zaczeli roznosic wkolo stolu talerze. Rozmowa ucichla, wszyscy zajeli sie posilkiem.

– Odwagi, hrabino! – ciagnal po chwili lord Antony. – Moj toast nie byl zbyt smialy. Bedac sama, hrabino, z panna Zuzanna i mym przyjacielem wicehrabia, tak bezpieczna w Anglii, musisz nabrac nadziei na uratowanie hrabiego.

– Cala moja nadzieje pokladam w Bogu – odpowiedziala z ciezkim westchnieniem. – Moge sie tylko modlic i… ufac.

– Alez naturalnie, pani. Ufnosc w Bogu przede wszystkim, ale spusc sie tez troche na naszych angielskich przyjaciol, ktorzy obiecali przeprowadzic hrabiego szczesliwie przez kanal, jak to uczynili z toba, pani.

– Mam, panie, najglebsze zaufanie do ciebie i twoich towarzyszy. Slawa wasza rozeszla sie juz po calej Francji. Sposob, w jaki niektorzy z moich znajomych wymkneli sie ze szponow okrutnego trybunalu rewolucyjnego, byl wprost cudowny, a wszystko dzieki tobie i twoim towarzyszom.

– Pani, bylismy tylko wykonawcami.

– Ale moj maz – ciagnela dalej, a lzy tamowaly jej mowe -jest w tak okropnym niebezpieczenstwie! Nigdy nie opuscilabym go, chodzilo jednak o dzieci! Nie wiedzialam, co bylo moim wazniejszym obowiazkiem, one nie chcialy jechac beze mnie, a wy zapewnialiscie tak uroczyscie, ze mego meza tez ocalicie. Ale teraz, gdy jestem tutaj wsrod was, w tej pieknej i wolnej Anglii, mysle o nim. Scigaja go, a on ucieka, kryje sie jak biedne osaczone zwierze, w takim niebezpieczenstwie! Ach, czemu go opuscilam!…

Biedna kobieta byla zlamana. Zmeczenie, troski i trwoga zwyciezyly jej energie i dume. Plakala cicho. Zuzanna zerwala sie z krzesla i czule objela matke za szyje, starajac sie ja uspokoic.

Lord Antony i sir Andrew milczeli. Gleboko byli wzruszeni, ale jako prawdziwi Anglicy niechetnie ujawniali swe uczucia. Ukrywajac pod maska milczenia wspolczucie, wygladali raczej na zmieszanych i zaklopotanych.

– Ja zas – odezwala sie naraz Zuzanna, spogladajac spod ciemnych lokow na sir Andrew – mam niezachwiana ufnosc, ze wyratujesz mego drogiego ojca, tak, jak i nas wyratowales…

Slowa te wypowiedziala z taka moca i wiara, ze w jednej chwili osuszyla lzy matki, a usmiech zawital znowu na ustach wszystkich.

– Zawstydzasz mnie, panienko – odparl sir Andrew. – Choc zycie moje jest na twoje uslugi, bylem tylko skromnym narzedziem w rekach naszego wielkiego wodza, ktory zorganizowal i uskutecznil wasza ucieczke.

Mowil z takim zapalem i przejeciem, ze oczy Zuzanny spoczely na nim z nie tajonym zdumieniem.

– Wasz wodz, panie? – spytala hrabina z zaciekawieniem. – Alez oczywiscie, musicie miec wodza, nie myslalam o tym wczesniej. Powiedz mi zaraz, gdzie on jest? Musze jak najpredzej isc do niego, rzucic mu sie do nog wraz z moimi dziecmi i podziekowac za to, co dla nas uczynil.

– Niestety, pani – odparl lord Antony – to jest niemozliwe.

– Niemozliwe? Dlaczego?

– Dlatego, ze "Szkarlatny Kwiat" pracuje w ukryciu, a jego nazwisko znane jest tylko najwierniejszym towarzyszom. Ci zas zwiazani sa uroczysta przysiega, aby dochowac tej waznej tajemnicy.

– "Szkarlatny Kwiat"! – rzekla Zuzanna z wesolym usmiechem – co za szczegolne imie! Co to ma oznaczac?

Patrzala na sir Andrewa ze wzrastajacym zaciekawieniem. Twarz mlodego czlowieka mienila sie pod czarem tego nazwiska. Oczy jego blyszczaly; milosc, uwielbienie, czesc dla bohatera i wodza zdawaly sie palac na jego obliczu.

– "Szkarlatny Kwiat" – odrzekl po chwili skupienia – jest to maly, niepokazny kwiatek w formie gwiazdki, sluzacy do ukrywania prawdziwego nazwiska, najszlachetniejszego i najodwazniejszego czlowieka na swiecie, aby latwiej mogl wypelniac wysokie zadanie, ktore wzial za cel swego zycia.

– Ach tak – wmieszal sie do rozmowy wicehrabia – slyszalem o tym "Szkarlatnym Kwiecie". Maly czerwony kwiatek, nieprawdaz? Mowia w Paryzu, ze ile razy uda sie monarchiscie uciec do Anglii, ten szatan Fouquier Tinville otrzymuje papier z tym znakiem, wyrysowanym czerwona barwa. Czy tak?

– Tak – odpowiedzial lord Antony.

– W takim razie musial taki papier otrzymac i dzisiaj?

– Jakze jestem ciekawa, co on na to powie – zawolala rozbawiona Zuzanna. – Slyszalam, ze jedyna rzecz, ktora go moze przestraszyc, to widok tego czerwonego kwiatka.

– Miejmy nadzieje, ze nieraz jeszcze bedzie mial sposobnosc go ogladac.

– To wszystko brzmi, panie, jak czarowna bajka, ktorej zrozumiec nie jestem w stanie -rzekla hrabina.

– Nie probuj pani, rozwiazac tej tajemnicy.

– Powiedz mi przynajmniej, dlaczego wasz wodz i wy wszyscy wydajecie pieniadze i narazacie zycie (bo narazacie je zawsze, ilekroc wstepujecie na ziemie francuska) dla nas, Francuzow, ktorzy jestesmy dla was niczym?

– Dla sportu, hrabino, tylko dla sportu – zapewnial lord Antony, smiejac sie wesolo. -Jak wiadomo, jestesmy narodem sportsmenow, a teraz wlasnie jest w modzie wyrywac zajaca z zebow psa mysliwskiego.

– Nie, nie, to nie tylko sport! Jestem pewna, ze macie wznioslejsze pobudki.

– Wierz mi, pani, i innego powodu nie szukaj. Kocham sie w tej grze, bo to najciekawszy sport, jaki kiedykolwiek uprawialem. Wyprawy, smiale przedsiewziecia, zycie wiszace na wlosku i naraz… nie ma nas!

Ale hrabina niedowierzajaco kiwala glowa. Nie mogla uwierzyc, aby ci mlodzi, bogaci, wysokiego rodu ludzie i wielki ich wodz mogli jedynie dla sportu narazac sie bezustannie na tak straszne niebezpieczenstwa. Ich narodowosc na ziemi francuskiej wcale ich nie chronila. Kazdy czlowiek, ktory popieral lub pomagal monarchistom, byl natychmiast skazany i sciety bez wzgledu na narodowosc. I ta garstka mlodych Anglikow w oczach nieprzeblaganego, krwiozerczego trybunalu rewolucyjnego, w murach samego Paryza, smiala wykradac skazane na smierc ofiary, niemal u stop gilotyny! Dreszcz leku przeszyl ja na nowo na wspomnienie wypadkow, zaszlych niedawno: ucieczka z Paryza w krytym wozie, wraz z dwojgiem dzieci pod stosem kapusty i rzepy, strach tamujacy oddech, gdy tlum krzyczal przy bramie zachodniej: "Smierc arystokratom!"