Szkarlatny Kwiat, стр. 30

Malgorzata uwaznie przypatrzyla sie rysunkowi, ktory przedstawial maly, czerwony kwiatek w ksztalcie gwiazdki. Widziala go juz dokladnie dwa razy: w operze i na balu u lorda Grenville'a.

Rozdzial XIX. "Szkarlatny Kwiat"

Malgorzata nie byla w stanie okreslic, kiedy wlasciwie zaczela odgadywac prawde. Z mocno zacisnietym w palcach pierscieniem wybiegla do ogrodu, aby w samotnosci moc przyjrzec sie uwazniej sygnetowi i jego godlu.

Siedziala bez ruchu w cieniu zwieszajacych sie galezi klonu, z oczyma utkwionymi bezmyslnie w plaski kamien i w kwiatek na nim wyryty. Przesuwaly sie blyskawicznie przez jej mozg niedorzeczne przypuszczenia i szalone podejrzenia. Widziala wszedzie jakies tajemnicze znaki, jakies dziwaczne symbole w najprostszych zdarzeniach. Czyz w Londynie nie uzywali wszyscy i nie nosili owego godla zagadkowego bohatera? Czyz ona sama nie kazala wyhaftowac go na swych sukniach i nie stroila wlosow rubinami, nasladujacymi jego ksztalt? Czyz jest w tym cos dziwnego, ze sir Percy wybral czerwony kwiatek na pieczatke? Wszystko to mozna bylo przeciez tak latwo wytlumaczyc… tak bardzo latwo, i wreszcie coz mogl miec wspolnego wytworny salonowiec, strojny wygodnis ze smialym spiskowcem, ktory ratowal ofiary krwiozerczej rewolucji?

Mysli jej plataly sie chaotycznie i nie wiedziala, gdzie sie znajduje, ani co sie dokola niej dzieje. Ocknela sie dopiero na dzwiek mlodego glosu, ktory wolal ja po imieniu.

– Malgorzato, gdzie jestes?

Zuzanna, swieza jak paczek rozy, z oczyma rozesmianymi i rozwianymi od ranego powiewu ciemnymi lokami, ukazala sie na zakrecie alei.

– Powiedziano mi, ze jestes w ogrodzie – szczebiotala wesolo, rzucajac sie jak dziecko w ramiona kolezanki.

– Pobieglam sama po ciebie, aby zrobic ci niespodzianke; nie spodziewalas sie mnie tak wczesnie, droga moja Margot, nieprawdaz?

Malgorzata ukryla spiesznie pierscien w faldach szala i starala sie odpowiedziec mlodej dziewczynie z rowna wesoloscia i swoboda.

– Tak, kochanie moje -odrzekla z usmiechem – jakze sie ciesze, ze spedzimy razem dzisiejszy dzien. Bede cie miala wylacznie dla siebie i mam nadzieje, ze nie bedziesz sie ze mna nudzic.

– Nudzic sie! Ach, Margot, jak mozesz byc tak niedobra. Wszak jeszcze w naszym drogim starym klasztorze czulysmy sie zawsze najszczesliwsze, gdy nam pozwolono z soba rozmawiac sam na sam.

– I mowic sobie tajemnice.

Dwie mlode kobiety, ujawszy sie za rece, zaczely przechadzac sie po ogrodzie i wspanialym zwierzyncu.

– Ach, jak cudny jest ten twoj dom, Margot ukochana – zawolala Zuzanna z zachwytem – i jak musisz w nim byc szczesliwa!

– O, tak… powinnam czuc sie szczesliwa – odparla Malgorzata ze smutnym westchnieniem.

– Czemu to mowisz z takim smutkiem? Ale przypuszczam, ze teraz jako mezatka nie bedziesz chciala mi sie zwierzac jak dawniej… czy pamietasz, jak duzo mialysmy wspolnych tajemnic? Niektorych nie chcialysmy zdradzic siostrze Teresie od sw. Aniolow, choc byla taka dobra.

– A czy teraz masz takze wazna tajemnice? – zapytala wesolo Malgorzata. – Mam nadzieje, ze opowiesz mi wszystko, i ze nie bedziesz sie wstydzila, kochanie

– dodala, widzac, ze twarzyczka Zuzanny powlokla sie ciemnym rumiencem. – Naprawde, nie ma sie czego wstydzic. Jest to szlachetny i prawy czlowiek, z ktorego moze byc dumna narzeczona i zona.

– Nie wstydze sie – odparla cicho Zuzanna – i jestem bardzo szczesliwa, ze tak pochlebnie sie o nim wyrazasz. Mam nadzieje, ze mama pozwoli -dodala w zamysleniu – i bylabym tak szczesliwa! Ale naturalnie nie moge marzyc o malzenstwie, poki papa znajduje sie w niebezpieczenstwie.

Malgorzata drgnela. Ojciec Zuzanny, hrabia de Tournay, jeden z tych, ktorych zycie bedzie w najwyzszym stopniu zagrozone, jezeli Chauvelin dowie sie, kim jest "Szkarlatny Kwiat"! Zrozumiala z kilku slow hrabiny i czlonkow ligi, ze tajemniczy wodz przyrzekl uroczyscie uratowanie hrabiego de Tournay. I kiedy Zuzanna, nieswiadoma swiezych wypadkow, a zajeta jedynie wlasnym sekretem, szczebiotala w dalszym ciagu, mysli Malgorzaty wrocily do wydarzen zeszlej nocy: niebezpieczenstwo, w jakim znajdowal sie Armand, grozby Chauvelina i jego okrutne ultimatum "ten, albo tamten", ktore przyjela.

A potem jej wlasny udzial w tej sprawie i ow moment w sali jadalnej lorda Grenville'a, gdy agent francuskiego rzadu mial odkryc, kim jest ten smialek, uragajacy tak dlugo calym zastepom szpiegow i zuchwale ratujacy nieprzyjaciol Francji…

Od tej chwili nie slyszala juz nic o Chauvelinie, z czego wnioskowala, ze mu sie jego akcja nie powiodla; nie obawiala sie jednak o Armanda: czyz Percy nie obiecal jej, ze nic zlego mu sie nie stanie? I oto nagle, wsrod wesolego opowiadania Zuzanny, odczula straszny lek, jakie beda skutki jej uczynku. Wprawdzie Chauvelin nic jej nie powiedzial, ale przypomniala sobie ironiczny, diabelski wyraz jego twarzy, gdy zegnala sie z nim po balu. Czy domyslal sie czegos? Czy mial jakis konkretny plan pojmania zuchwalego spiskowca i wyslania go na szafot bez najmniejszych skrupulow i zwloki? Serce jej zamarlo z trwogi i reka kurczowo scisnela pierscien, ukryty w faldach sukni.

– Nie sluchasz mnie, droga Malgorzato! – rzekla z wyrzutem Zuzanna, przerywajac zwierzenia.

– Alez tak, kochanie, zareczam ci, ze slucham – zaprzeczyla, silac sie na usmiech. – Lubie sluchac twych opowiadan i szczescie twoje sprawia mi tak wielka radosc… nie lekaj sie, postaramy sie o pozwolenie twej mamy. Sir Andrew Ffoulkes jest angielskim gentlemanem, ma majatek i wysokie stanowisko, wiec hrabina nie odmowi pozwolenia. Ale teraz powiedz, jakie sa najswiezsze wiadomosci o twoim ojcu?

– Najlepsze, jakie moga byc -odparla Zuzanna z uniesieniem -lord Hastings przyszedl do mamy dzis rano bardzo wczesnie; doniosl nam, ze sprawa ojca rozwija sie pomyslnie i ze mozemy oczekiwac go tu w Anglii za cztery dni.

– Naprawde? – zapytala Malgorzata, ktorej blyszczace oczy byly utkwione w Zuzanne.

– Nie obawiamy sie juz teraz niczego – ciagnela dalej wesolo Zuzanna. – Czy wiesz, ze sam "Szkarlatny Kwiat" pojechal, aby pape ratowac? On naprawde pojechal – dodala z uniesieniem.

– Dzis rano byl w Londynie, a w Calais zjawi sie moze jutro – i tam ma sie spotkac z papa, a potem…

Cios byl zadany. Czekala nan juz dlugo, choc przez ostatnie pol godziny oszukiwala sama siebie, starajac sie stlumic zwiekszajacy sie wciaz lek. Pojechal do Calais, byl w Londynie dzis rano… on… "Szkarlatny Kwiat"… Percy Blakeney… jej maz, ktorego wydala zeszlej nocy jak Judasz w rece Chauvelina… Percy, Percy, jej maz. Ach, jak mogla byc tak slepa! Zrozumiala teraz wszystko: role, jaka gral… maske, ktora nosil, aby zmylic czujnosc wszystkich…

I czynil to wszystko widocznie dla sportu, z jakiegos junackiego upodobania do niebezpieczenstwa, ratowal od smierci mezczyzn, kobiety i dzieci, jak inni ludzie zabijaja z rozkosza zwierzeta na polowaniu. Ten bogaty, wyniosly magnat chcial miec cel w zyciu, tchnal go w serce mlodych zapalencow, ktorych skupial pod swym sztandarem, by od szeregu miesiecy narazac wlasne zycie w zamian za ratowanie bliznich z rak katow!…

A moze sir Percy mial poczatkowo zamiar wtajemniczyc w swe czyny zone, ale gdy doszly go wiesci o smierci margrabiego St. Cyra, odsunal sie od niej, obawiajac sie, ze pewnego dnia zdradzi go wraz z jego towarzyszami, ktorzy przysiegli mu wiernosc w dobrej i zlej doli. I dlatego to gral przed nia i przed swiatem te wzniosla komedie, gdy setki ludzi zawdzieczaly mu zycie i szczescie rodzinne.

Maska byla przepyszna, komedia znakomicie odegrana. Nic dziwnego, ze szpiegom Chauvelina nie przyszlo na mysl szukac w tym lekkomyslnym polglowku smialego meza, ktory genialna pomyslowoscia wprowadzal w blad najbieglejszych szpiegow na ziemi francuskiej i angielskiej. Nawet zeszlej nocy, gdy Chauvelin wszedl do sali jadalnej lorda Grenville'a, w poszukiwaniu "Szkarlatnego Kwiatu", zastal tylko ograniczonego sir Percy'ego Blakeney'a, pograzonego w glebokim snie w rogu kanapy.