Tajemnica Jeczacej Jaskini, стр. 17

– To mozliwe, ale watpie, zeby o to chodzilo. Mysle, ze raczej ktos stara sie odstraszyc ludzi od jaskini. Pamietaj, ze Daltonowie kupili ranczo dawno temu, a dopiero przed miesiacem zaczely sie wszystkie klopoty, jeki i wypadki.

– Ale, Jupe, jesli ktos stara sie przestraszyc ludzi podszywajac sie pod El Diablo, jak to sie stalo, ze nie pokazal sie nikomu oprocz nas? Dlaczego nie pojawil sie, kiedy pan Dalton z szeryfem przeszukiwali jaskinie?

– Jeszcze tego nie wiem – przyznal Jupiter. – Z drugiej strony jednak, jeki zawsze ustawaly w momencie, gdy ktos wchodzil do jaskini. Dopiero dzis, kiedy udalo nam sie dostac do srodka niepostrzezenie, jek rozbrzmiewal nadal i ukazal sie falszywy El Diablo. Co prowadzi mnie do wniosku, ze widzielismy dzis El Diablo, poniewaz jek nie ustal.

– To wszystko nie ma sensu – powiedzial Pete. – Jak myslisz, dlaczego ktos dziala tak dziwnie?

– Nie wiem – wyznal Jupiter niechetnie. – Ale wiem jedno, wyjasnienie tajemnicy Jeczacej Doliny jest zwiazane nie tylko z naturalnymi czynnikami wywolujacymi jeczacy dzwiek. Siega gdzies glebiej. Musimy sie dowiedziec, co oznaczaly odglosy kopania, ktore slyszelismy przedtem.

– Ojej, zapomnialem o tym zupelnie. Moze w jaskini jest jednak kopalnia diamentow, jak myslisz, Jupe?

– Zeszlego wieczoru znalazlem diament. Dzis slyszelismy, ze ktos kopie. Logika wskazuje, ze moze tu chodzic o kopalnie diamentow, ktora ktos stara sie zataic.

– Moze powinnismy powiedziec panu Daltonowi o wszystkim, co dotad odkrylismy – Pete poczul zaniepokojenie.

Jupiter zmarszczyl sie. Niechetnie przyznawal, ze Trzej Detektywi nie moga sobie poradzic sami w jakiejs sytuacji. Wiedzial jednak, ze bywaja wypadki, kiedy zadanie przerasta mozliwosci trzech chlopcow.

– Byc moze masz racje – powiedzial niechetnie. – Wez pistolet El Diablo i postarajmy sie znalezc droge wyjscia z jaskini.

Pete zapalil swiece i chlopcy zabrali sie do sprawdzania tuneli.

Raptem powierzchnia stawu, dotad ciemna i nieruchoma, zaczela lekko falowac. Potem nastapil plusk i odglos glosnego oddechu. Chlopcy stali jak skamieniali z latarkami skierowanymi na staw.

Mroczne lustro wody peklo i wylonil sie zen czarny, lsniacy ksztalt. Woda kapala z jego polyskliwej skory, mieniac sie w swietle latarek. Jupiter i Pete patrzyli ze zgroza na wychodzace ze stawu, czarne, lsniace stworzenie.

ROZDZIAL 14. Czarne, lsniace stworzenie

– Co tu robicie, chlopcy? – zapytalo stworzenie.

Nagle zdali sobie sprawe z tego, co widza przed soba. Byl to czlowiek w czarnym gumowym ubraniu nurka. Na stopach mial pletwy, niosl podwojny zbiornik tlenowy, pomalowany na czarno, glowe i twarz skrywala gumowa maska.

– Cos takiego! – wykrzyknal z ulga Pete.

Jupiter wzial sie blyskawicznie w garsc. Wyprostowal sie na cala swa wysokosc i przybral wyraz, ktory nadawal jego okraglej buzi bardziej dorosly wyglad. Byl to jego stary trik, ktory stosowal, gdy czekala go trudna rozmowa z doroslymi.

– Co pan tu robi? – zapytal glebokim glosem. – Jestesmy tu za zgoda wlascicieli tego rancza. Pan najwyrazniej wszedl ukrytym wejsciem, ktore prowadzi z morza. Pan narusza cudze prawa. Pan jest intruzem.

Nurek sciagnal gumowe okrycie glowy. Odpial zbiorniki tlenowe i odlozyl je na bok. Byl przystojnym blondynem i usmiechal sie szeroko do Jupitera.

– No, synu, mowisz niemal tak dostojnie i groznie jak admiral – powiedzial. – Nie kwestionuje waszego prawa do przebywania tu. Dziwie sie tylko, co dwaj chlopcy robia w Jaskini El Diablo o tak poznej porze.

– Admiral? – Jupiter zastanawial sie przez chwile. – Oczywiscie! Pan jest pletwonurkiem marynarki wojennej, prawda? Macie tu manewry kolo wysp.

Nurek spowaznial.

– Tak, zgadza sie. Jestesmy tu w scisle tajnej misji treningowej. Musicie mi przysiac, chlopcy, absolutna dyskrecje. Czy widzieliscie przypadkiem w morzu cos, co wydawalo wam sie niezwykle?

– Nie – odpowiedzial Pete.

– Absolutnie nic – zapewnil Jupiter. Nagle strzelil palcami, przypominajac sobie cos. – Z wyjatkiem tego ksztaltu.

– Jakiego ksztaltu? – zapytal nurek.

Teraz i Pete sobie przypomnial.

– Dluga, ciemna rzecz, ktora przeplynela obok nas w oceanie.

– To byla lodz podwodna, Pete! – wykrzyknal Jupiter z ozywieniem. – Mala lodz podwodna. Dlatego to bylo takie sztywne i posuwalo sie tak rowno. Ale dlaczego nie slyszelismy maszyn? Dzwiek niesie sie bardzo daleko pod woda.

Twarz pletwonurka zasepila sie.

– Sprawa jest bardzo powazna, chlopcy. Lodz podwodna, ktora widzieliscie, jest scisle tajna. Zwlaszcza technike wyciszania maszyn chroni sie tajemnica wojskowa. Obawiam sie, ze musze was zatrzymac.

– Zatrzymac? – jeknal Pete.

– Lodz podwodna, ktora porusza sie tak cicho, ze nie moze byc wykryta echosonda, ma niezwykle znaczenie, Pete – powiedzial Jupiter z powaga. – Jednakze mozemy udowodnic, ze nie ma potrzeby nas zatrzymywac, panie…

– Kapitan Grane. Paul Crane – przedstawil sie przybysz. – Przykro mi, ale jestem zmuszony zatrzymac was do chwili, kiedy admiral bedzie mogl was przesluchac.

Jupiter skinal glowa ze zrozumieniem. Staral sie wygladac godnie, co nie jest latwe, kiedy sie ma na sobie tylko kapielowki i pas przeznaczony dla nurkow.

– Jestem Jupiter Jones, a to jest Pete Crenshaw – powiedzial siegajac do jednego z wodoszczelnych pojemnikow przyczepionych do pasa. – Ufam, ze ten dokument zaswiadczy o naszej odpowiedzialnosci.

Wreczyl kapitanowi jedna z ich kart wizytowych i specjalne zaswiadczenie wystawione przez Reynoldsa, komendanta policji w Rocky Beach. Crane przeczytal uwaznie karty.

– Tak sie sklada, ze pracujemy teraz nad pewnym waznym przypadkiem – mowil dalej Jupiter. – To powod, dla ktorego znalezlismy sie w tej jaskini. Jestem pewien, panie kapitanie, ze admiral wyrazilby zgode na pana wspolprace z nami.

Paul Crane spojrzal na Jupitera i zawahal sie. Pierwszy Detektyw potrafil zaimponowac, gdy zachowywal sie tak powaznie i profesjonalnie.

– Sadze, ze na podstawie tych dokumentow mozna wam zaufac – powiedzial w koncu.

– Moze zechce pan skomunikowac sie ze swym okretem – zasugerowal Jupiter. – Zaloga moglaby skonsultowac sie natychmiast z komendantem Reynoldsem w Rocky Beach. Jestem pewien, ze poreczy za nas.

– Co ty mowisz, Jupe – wtracil Pete. – Jak kapitan moze stad rozmawiac z okretem?

– Dobry pletwonurek jest zawsze w kontakcie ze swoim statkiem – oswiadczyl Jupiter. – Sadze, ze kapitan jest wyposazony w cos w rodzaju radia.

Kapitan Crane usmiechnal sie.

– Widze, ze jestes bardzo bystrym chlopcem. Zgoda, siadajcie tu i nie ruszajcie sie.

Jupiter i Pete uczynili, co im kazano, a kapitan odszedl w odlegly kat groty. Mijaly minuty. Chlopcy z trudem mogli w mroku dostrzec przykucnietego pletwonurka. Byl pochylony nad jakims malym aparatem. Jupiter obserwowal go z ciekawoscia, ale nie bardzo mogl dojsc, co wlasciwie mezczyzna robi.

W koncu Crane wyprostowal sie. Schowal aparat do kieszeni i podszedl do chlopcow. Usmiechal sie.

– Nasza sluzba bezpieczenstwa sprawdzila was. Nie musze was zatrzymywac.

– O rany, szybko dzialacie! – wykrzyknal z uznaniem Pete.

– To koniecznosc. Admiral ma wysokie priorytety – usmiechal sie kapitan.

– Teraz, skoro nie ma pan do nas zastrzezen, czy moge zadac panu kilka pytan, panie kapitanie? – zapytal Jupiter.

Crane potrzasnal glowa, usmiechajac sie.

– Obawiam sie, ze to niemozliwe. Moja praca jest rowniez scisle tajna.

– To nie dotyczy panskiej pracy – zapewnil go Jupiter. – Mam pytania w zwiazku z jaskinia. Po pierwsze, czy to pana widzial Pete wczoraj w grocie, w poblizu wyjscia?

– Byl to prawdopodobnie jeden z moich ludzi. Zameldowal, ze widziano go przez moment.

– To mi poprawia samopoczucie – powiedzial Pete. – Chociaz jedna tajemnica tej jaskini sie wyjasnila.