Tajemnica Bezglowego Konia, стр. 13

Opowiedzieli pokrotce o odkryciu starej mapy, dotarciu do Zamku Kondora i o swych poszukiwaniach na wzgorzu w poblizu tamy. Poczatkowo oczy Pica zapalily sie, ale w miare jak sluchal, gasly powoli.

– Co nam przyjdzie ze znalezienia Zamku Kondora? Nic! Ani o cal nie posuneliscie sie naprzod.

– Nie, to nieprawda – zaprotestowal Bob – zrobilismy bardzo wazne odkrycie.

– Jakie, Bob? – zapytal Pico.

– Ze don Sebastian istotnie chcial ukryc miecz dla swego syna Josego! Zamek Kondora jest zaznaczony tylko na bardzo starej mapie. Nie ma nic wspolnego z miejscem, gdzie przebywal wtedy don Sebastian, a wiec umieszczenie go w liscie ma sens jedynie jako znak. Znak mowiacy Josemu, gdzie ma czegos szukac, a jedynym przedmiotem wartym tego calego zachodu byl miecz Cortesa!

– Byc moze – powiedzial Pico. – Wciaz jednak…

Urwal na widok dwoch pojazdow, skrecajacych ostro na podworze hacjendy. Pierwszy wjechal woz Norrisa, za nim samochod szeryfa. Cody i Chudy wyskoczyli na podworze.

– Tu jest! – krzyknal Cody.

– Nie dajcie mu uciec! – wtorowal mu Chudy.

Szeryf wysiadl z samochodu.

– Mowilem wam, zebyscie to zostawili mnie. Nie ucieknie.

Szeryf trzymal znana juz chlopcom papierowa torbe. Podszedl niespiesznie do Pica.

– Pico, musze cie zapytac, gdzie byles w dniu pozaru lesnego poszycia.

– Gdzie bylem? – zmarszczyl czolo Pico. – Jak wiesz, bylem przy pozarze. Wczesniej bylem z Diegiem w szkole w Rocky Beach.

– Tak, widziano cie tam. To bylo kolo trzeciej po poludniu. Gdzie byles przedtem?

– Przedtem? Na ranczu. O co wlasciwie chodzi, szeryfie?

– Dowiedzielismy sie, co wywolalo pozar. Ktos rozpalil ognisko na ranczu Norrisow, grubo przed trzecia. Nie wolno tego robic o tej porze roku, przy tym ognisko nie zostalo nalezycie wygaszone. Plot Norrisow byl zlamany i…

– Znalezlismy slady twoich koni! – wybuchnal Cody.

– Poszedles za nimi i wznieciles pozar! – wrzasnal Chudy.

Pico odpowiedzial chlodno:

– Jesli wasz plot jest polamany i nasze konie przechodza na wasza ziemie, idziemy po nie. Tak postepuja dobrzy sasiedzi. Ale ja i moi przyjaciele nie rozpalamy bezprawnie ognisk!

Szeryf otworzyl papierowa torbe i wyjal z niej plaskie, czarne sombrero ze srebrnymi muszelkami.

– Rozpoznajesz ten kapelusz, Pico? – zapytal.

– Oczywiscie, jest moj. Obawialem sie, ze splonal w pozarze. Ciesze sie…

– Chciales powiedziec, ze miales nadzieje, ze splonal – wtracil sie Cody.

– Powiedzialem to, co chcialem powiedziec, panie Cody. Zrozumiano? – oczy Pica zaplonely, gdy spojrzal na grubego rzadce.

– Pico, kiedy zgubiles kapelusz? – zapytal szeryf.

– Kiedy? – Pico zastanowil sie chwile. – Przy pozarze, przypuszczam. Ja…

– Nie – powiedzial szeryf. – Przy pozarze nie miales kapelusza. Pamietam. Strazacy, ktorych pytalem, tez to pamietaja.

– Wobec tego nie wiem, kiedy go zgubilem.

– Pico, ten kapelusz zostal znaleziony obok ogniska, ktore wywolalo pozar.

– Wiec dlaczego sie nie spalil?

– Pozar poszedl w przeciwna strone. Ten kapelusz lezal na niespalonym gruncie, w poblizu ogniska.

Zapadla cisza. Szeryf westchnal.

– Bede musial cie aresztowac, Pico.

Diego podniosl krzyk, ale Pico go uciszyl. Skinal szeryfowi glowa.

– Musisz robic, co do ciebie nalezy, szeryfie – powiedzial spokojnie i odszedl w strone samochodu szeryfa. – Zawiadom natychmiast don Emiliana – krzyknal do Diega.

– Wy dwaj musicie pojechac zlozyc zeznania – zwrocil sie szeryf do Cody’ego i Chudego.

– Oczywiscie! – odpowiedzial Cody.

– Z przyjemnoscia – dodal Chudy. Rozesmial sie w twarz chlopcom i poszedl z Codym do ich wozu.

Detektywi i Diego patrzyli w oslupieniu za odjezdzajacymi samochodami. Diego mial lzy w oczach, gdy sie odezwal:

– Pico nie mogl wzniecic ognia!

– Nie, oczywiscie, ze nie – powiedzial Bob. – Cos sie nie zgadza w opowiesci szeryfa, ale jeszcze nie wiem co. Wiem, ze widzialem przedtem ten kapelusz. Ale kiedy i gdzie? Och, ze tez nie bylo z nami Jupitera!

Pete westchnal rozgoryczony.

– No, mamy teraz dwa problemy do rozwiazania. Musimy znalezc miecz Cortesa i trzeba uwolnic Pica!

Rozdzial 10. Nowe domysly

Diego odjechal do Emiliana Paza, a Bob i Pete pospieszyli z powrotem do Rocky Beach. Przez reszte dnia dwaj detektywi starali sie dodzwonic do Jupitera, ale u Jonesow nikt nie odpowiadal. Tak jak przewidywal Jupiter, urodziny dziadka przeciagnely sie do pozna. Bob i Pete zaniechali w koncu usilowan i poszli spac.

Nastepnego rana, gdy Bob zszedl na dol na sniadanie, jego tato podniosl wzrok znad gazety.

– Widze, ze twoj przyjaciel Pico Alvaro zostal aresztowany pod zarzutem wzniecenia pozaru – powiedzial. – To bardzo powazne oskarzenie, Bob. Dziwie sie. Alvaro jest doswiadczonym ranczerem i nie powinien byl popelnic takiego bledu.

– Nie zrobil tego, tato! Jestesmy pewni, ze szeryf sie myli albo ktos upozorowal wine Pica, i udowodnimy to!

– Mam nadzieje, synu – powiedzial pan Andrews.

Bob spalaszowal szybko sniadanie i zatelefonowal do Jupitera, aby zlozyc mu relacje z wczorajszych zajsc. Jupitera zirytowala wiadomosc o aresztowaniu Pica.

– To oczywiste, ze Pico nie wzniecil pozaru, i powinniscie wiedziec dlaczego! Ty sam, Bob, mogles powstrzymac szeryfa. Czy ty nic nie pamietasz? Przeciez widzielismy kapelusz Pica. – Jupiter byl w zlym humorze, bo ominely go wszystkie emocje.

– O, bardzo dziekuje – Bob czul sie urazony. – Po prostu nie posiadam twojej fotograficznej pamieci. Kiedy wiec widzielismy ten kapelusz?

– Ach, powiem ci w szkole – uslyszal denerwujaca odpowiedz.

– Swietnie – powiedzial i trzasnal sluchawka. Mial teraz rownie zly humor jak Jupe.

Lecz przez caly dzien w szkole detektywi byli zbyt zajeci, by choc odezwac sie do siebie. Bob i Jupiter odzyskali jednak dobre humory i pod koniec lekcji byli znow przyjaciolmi. Lekcje skonczyly sie wczesniej, chlopcom zostala wiec wiekszosc popoludnia na kontynuowanie sledztwa.

– Czy ktos widzial dzis Diega? – zapytal Jupiter, gdy w strumieniach deszczu jechali rowerami do skladu.

– Szukalem go, ale nie widzialem sie z nim. Chyba nie mogl przyjsc dzis do szkoly – odpowiedzial Pete.

Diega rzeczywiscie nie bylo w szkole. Spedzil caly czas z Emilianem Pazem na usilowaniach znalezienia adwokata dla Pica. Kiedy detektywi zajechali do skladu, czekal na nich pod Kwatera Glowna. Gdy tylko znalezli sie wewnatrz przyczepy, opowiedzial im, co zaszlo.

– Nie stac nas na prywatnego adwokata, wiec zwrocilismy sie o pomoc do Publicznego Biura Obroncow. Powiedzieli, ze sprawa nie wyglada dobrze dla Pica.

– Wiemy, ze tego nie zrobil – powiedzial ze zloscia Bob.

– Ale jak to udowodnimy? – Diego mial lzy w oczach. – Jak ocalimy teraz nasza ziemie? Pico nic nie moze zrobic, bedac w wiezieniu, i nie mamy pieniedzy na kaucje.

– Co to jest kaucja? – zapytal Pete.

– To pieniadze, ktore zostawiasz w sadzie jako gwarancje, ze stawisz sie na rozprawe, jesli do czasu tej rozprawy zwolnia cie z wiezienia – wyjasnil Jupiter. – Jesli zaplacisz kaucje, nie musisz czekac w wiezieniu na przesluchanie albo rozpoczecie rozprawy.

– Sedzia ustalil wysokosc kaucji dla Pica na piec tysiecy dolarow – powiedzial Diego.

– Piec tysiecy dolarow! – wykrzyknal Pete. – Prawie nikt nie ma tyle pieniedzy!

– Nie musisz wplacic calej sumy w gotowce – tlumaczyl Jupiter. – Tylko okolo dziesieciu procent. Za reszte mozesz zastawic nieruchomosc, na przyklad dom. Ale jesli nie stawisz sie na czas w sadzie, sad zatrzymuje twoje pieniadze i nieruchomosci. Jesli stawisz sie, dostaniesz z powrotem cala kaucje. Wiekszosc ludzi sie stawia, nie chcac popasc w jeszcze wieksze klopoty.

Diego skinal glowa.

– Pico by sie stawil. Jest zbyt dumny, zeby uciekac. Ale i tak nie mamy na kaucje, ani pieciuset dolarow, ktorych zazadal sedzia, ani domu pod zastaw za reszte.