Gadajacy Grobowiec, стр. 16

– Pete! – krzyknal przestraszony.

Crenshaw doskoczyl w krytycznym momencie, jeszcze chwila, a Jupiter Jones wyladowalby w przepascistej jamie lub dole smierci otwierajacym sie znienacka, by pochlonac w swym wnetrzu ludzka istote tylko dlatego, ze zaklocila spokoj zmarlym.

Crenshaw niezle sie napocil, by utrzymac grubasa.

– A mowilem, zebys schudl?

Nagle cos popchnelo Jupitera w gore. Poczul silny cios w udo. Z wnetrza ziemi wyleciala w powietrze deska, a za nia czarna glowa i dwie ublocone dlonie.

– Rany boskie, zywy nieboszczyk! – wyszeptal Pete drzacymi wargami. – Jupe, wiejemy co sil w nogach!

– Kiedy nie moge. Skrecilem noge w kostce! – Pierwszy Detektyw z przerazeniem wpatrywal sie w wylaniajaca sie z grobu postac. Zanim zdazyl zamknac oczy i pomodlic sie do swietej Brunhildy, patronki ludzi nieszczesliwych i opuszczonych, w ktora bezgranicznie wierzyla ciotka Matylda, uslyszal zgrzyt zebow, czyjes niezborne ruchy i charczacy glos:

– Co tak dlugo, do diabla? Moglem sie zmienic w zolta czaszke, jak te na dole!

ROZDZIAL 8. KTO CHCE WSPOLPRACY Z POLICJA?

Nastepnego dnia w Kwaterze Glownej trwala goraczkowa narada.

– Dosc tego! – wrzeszczal Bob. – Czuje gleboka niechec do nierozwiazanych tajemnic! Cala noc moczylem sie w wannie pelnej piany, by zmyc ze skory zapach nieboszczki Claudii Tarvi, zony jednego z Prosperow Osborne’ow!

– A mowiles, ze jej trumna ocalala od zaglady, w odroznieniu od innych, porozbijanych? – spokojnie odparl Pete. Masowal ramiona zmeczone podpieraniem utykajacego Jupitera. Cala powrotna droge prawie niosl Pierwszego Detektywa ze spuchnieta stopa.

– I co z tego? Smierdziala jak inne. Nie macie pojecia, jak tam jest.

Jupiter Jones zmienil kompres. Oparty o kanape, co pare minut moczyl gaze w srodku zmniejszajacym opuchlizne. Co prawda, kostka nadal bolala, ale juz dawalo sie na niej kustykac. Cala wyprawa na stary irlandzki cmentarz na wyspie wydawala sie koszmarnym snem. Rozumial stan psychiczny Andrewsa. W koncu nie co dzien obcuje sie z czaszkami i piszczelami w ciemnym, zimnym grobowcu. Ale musieli weszyc dalej, bo wciaz polowa puzzli nie pasowala do siebie.

– Bob, bylo, minelo. Ale teraz, na Boga, wez sie do roboty! Masz najnowoczesniejszy sprzet komputerowy, jesli nie, poszperaj w bibliotece miejskiej. Musza byc jakies informacje na temat grobowca Whitehouse’ow. Dlaczego slychac w nim ludzkie glosy?

Bob nadal sie, ale nie mogl nie przyznac mu racji.

– Dobrze, ja tu zostane. I sprawdze, co sie da. Ale Pete musi wyciagnac cos z George’a Lawsona. Mowie wam, ze slyszalem na cmentarzu glos Mortimera. On ma taki charakterystyczny akcent ze Wschodniego Wybrzeza. Tkwi w tym po uszy!

– Ale w co, Bob? W co? – Pete masowal bark.

Jupiter ssal warge.

– Odzyskal pamiec i nie chce sie przyznac? Do czego? Szuka skarbu w gadajacym grobowcu? To nie egipska Dolina Krolow ani sarkofagi faraonow. To tylko stary cmentarz. Fakt, ze dosc niezwykly.

Gosc, ktory wdarl sie do Kwatery Glownej, tez byl niezwykly. I nieoczekiwany. Mial czerwona ze zlosci twarz i spocona policyjna czapke w rekach.

– Gdzie Osborne? – wrzasnal od progu.

Jupiter glosno zagwizdal.

– Sierzant Mat Wilson? We wlasnej osobie? W czym mozemy pomoc?

Szef posterunku w Rocky Beach oparl sie plecami o sciane.

– Nie daje rady – wysapal.

Pete szeroko otworzyl oczy. To sie zdarzylo po raz pierwszy w zyciu. Mat Wilson! Slynny poskramiacz miejscowych gangsterow, facet, ktorego polecenie wbijalo zlodziejaszkow za kraty na cale lata, stal oparty o chwiejna futryne i rozpaczal!

– My tez – przyznal Jupiter. – Nic sie nie klei.

– Co wiecie o tym Prosperze Osborne’ie? No, co wy o nim wiecie? Tak naprawde?

Bob wylaczyl komputer.

– A powie nam pan, co wie o smierci wrozki Clarissy Montez? Bo to pierwszy trup w sledztwie. Nie mamy dostepu do protokolow koronera Bullita. Nasza przyjaciolka, Vanessa, zostala przez niego zobowiazana do milczenia az do zakonczenia sledztwa.

Mat wyprostowal sie.

– Kim jest naprawde Prosper Osborne? Jupiter Jones chrzaknal.

– Facetem, ktory stracil pamiec. W nieznanych okolicznosciach. Przyszedl do nas z rozbita glowa, zarosniety niczym neandertalczyk. Naprawde nic o sobie nie wiedzial. Ocknal sie z trzema czekami w kieszeni. Na okaziciela. Taki byl poczatek.

– Sprawdze ten hotel, w ktorym mieszka.

– Nie trzeba. Nazywa sie “Grazia Piena”. We wloskiej dzielnicy. Prowadzi go para – Graziella i Vincenzo Pergola. Mortimer mieszkal u nich. Pod osiemnastka.

– Mortimer? – zdumienie sierzanta bylo przeogromne.

– Pan Osborne. My nazwalismy go tak dlatego, ze…

– Bob! – wtracil Jupe. – To malo wazne. Tak, sierzancie. Nazwalismy nieznajomego Mortimerem. Jakos trzeba sie bylo do niego zwracac.

– Dlaczego sie przedstawil policji jako Prosper Osborne?

– Na szyi mial medalion. Z literami: PO. Andrews sprawdzil, ze to godlo historycznego rodu. Ich praszczur razem z Beringiem odkryl Alaske…

– Nie przesadzacie? – jeknal zgnebiony “szeryf”.

– Nie – Jupiter postanowil odkryc pare kart. – Taki sam medalion miala na szyi Clarissa Montez.

Sierzant wsadzil nos w sluzbowy notatnik.

– Niczego takiego nie bylo. Tylko srebrny lancuszek. Sanchez nie przeoczylaby medalionu!

– Istotnie – kiwnal glowa Bob. – Ale miala go na szyi, gdy ja tam bylem. Przed smiercia. Identyczny!

Mat Wilson przygladal sie chlopcom z niedowierzaniem.

– Poszliscie do wrozki?

– Tak jakby. Caly czas sledzilismy Mortimera. I ludzi z hotelu. Wlasciciel chyba nas nie docenil. Powiedzial, ze Mortimera przywiozla taksowka niejaka Clarissa Montez. Teraz pan rozumie?

– To nie ma sensu! – warknal Mat, wracajac do rownowagi. – Ona przeciez mieszka w tej dzielnicy.

– Wtedy nie wiedzielismy, gdzie mieszka. Ani ze jest wrozka. Za wszelka cene chcielismy pomoc Mortimerowi. Odkryc jego przeszlosc. Ale kiedy Bob zobaczyl te skrzynie…

– I bron – dorzucil Jupe. – Zobaczyl pod stolem kupe zelastwa.

– Sadziliscie, ze Clarissa jest… szefowa gangu?

– Nie, panie sierzancie – wtracil Pete. – Raczej myslelismy, ze chodzi o handel bronia.

– Dlaczego nie powiadomiliscie policji? – huknal Mat. Widac wracal do normy.

– Bo nam pan nie dal szans – mruknal Jupiter. – A potem razem ze swoim Prosperem Osborne’em urzadzil pan ten cyrk na nadbrzezu. Dlaczego?

Mat Wilson spochmurnial.

– Juz mowilem: Prosper Mortimer… tfu! Osborne przyszedl na posterunek, by zawiadomic, ze statkiem o nazwie “Ariel” przyplynie ladunek narkotykow. Co sie okazalo bzdura. Przeszmuglowali jedynie kilkunastu Meksykanow.

– I co na to Prosper?

– Nic. Zniknal. Dlatego go szukam. Takze u was.

Jupiter Jones wazyl racje. Wspolpraca z policja dawala dostep do danych, o ktorych trudno marzyc zwyklym smiertelnikom. Ale tez nie zamierzal rezygnowac z samodzielnego wykrycia zarowno mordercow Clarissy Montez i dziennikarza Benjamina Robertsa, jak i tajemnicy gadajacego grobowca.

– Mam propozycje – powiedzial, zmieniajac oklad – zajmiemy sie dalej sprawa pod warunkiem, ze George Lawson bedzie do naszej dyspozycji.

– Zwariowales? – ryknal Mat. – Konstabl policji wspolpracujacy z banda dzieciakow?

Bob prychnal niczym rozzloszczony kot.

– A jednak przyszedl tu pan prosic o przysluge! jestesmy odpowiedzialnymi prywatnymi detektywami! Juz nie raz sie pan przekonal, ze potrafimy rozwiazywac zagadki szybciej niz policja. Wiec niech nas pan nie obraza…

– To co z tym Lawsonem? – Wilson pocieral czerwony nos.

– Poprosimy o pomoc tylko wtedy, kiedy trzeba bedzie komus zalozyc kajdanki. Albo go zastrzelic. Zgoda?

Mat kiwnal glowa. Odlepil sie od sciany, strzepujac niewidoczny pylek z munduru.

– Musze o wszystkim wiedziec. Codzienny raport!