Podroze Pana Kleksa, стр. 12

Parzybrodzi byl to narod raczej pierwotny. Mimo ogromnej sily fizycznej odznaczali sie lagodnoscia i niezwykle ujmujacym sposobem bycia. Domy swoje budowali z ciosanego drzewa, w ksztalcie wiezyczek, do ktorych prowadzilo jedno okragle wejscie, nad nim zas widnialy dwa lub trzy otwory zastepujace okna. Ulice przecinaly sie prostopadle, tworzac regularna szachownice. Przed kazdym domem na paleniskach z cegiel staly niskie gliniane kotly.

Wszyscy Parzybrodzi mieli dlugie brody w roznych kolorach. Tylko dostojnicy, ktorzy witali naszych podroznikow, wyrozniali sie brodami o barwie kremowej, przy czym zarost ich przypominal raczej zwoje makaronu niz normalne owlosienie.

Podchodzili oni kolejno do pana Kleksa, przygladali sie jego brodzie i ze znawstwem, jak handlarze sukna, gnietli ja w palcach.

Dostojnicy o makaronowym zaroscie stanowili Wazna Chochle, czyli rzad Parzybrocji. Najstarszy sposrod nich, noszacy imie Glaz-glu-glip-gla, piastowal godnosc Nadmakarona, co odpowiadalo godnosci Wielkiego Bajarza w Bajdocji.

Nadmakaron ujal pana Kleksa pod ramie i zaprowadzil podroznikow do dziupli rzadowej. Byla to wielka sala, gdzie posrodku stal ogromny stol, a pod scianami wisialy liczne hamaki uplecione z kolorowych sznurow.

Plonace na ulicy ogniska rzucaly przez okna migotliwe swiatlo. Po chwili urodziwe Parzybrodki wniosly na tacach dymiace talerze zupy z makaronem i zapraszaly gosci do jedzenia uprzejmym: „glip-glor-glo-glis-gli-glim-gly”. Pan Kleks oraz Bajdoci zasiedli do stolu i z wielkim apetytem spalaszowali po trzy talerze smakowitej zupy.

Innych potraw nie znano w tym kraju.

Po wieczerzy pan Kleks, ktory zdolal juz swietnie opanowac miejscowy jezyk, zawolal po parzybrodzku:

Szanowny Nadmakaronie i wy, czlonkowie Waznej Chochli! Cieszymy sie niezmiernie, ze przybylismy do waszego kraju, o ktorym tak wiele slyszelismy. Dziekujemy za okazana nam goscinnosc, ktorej nie zamierzamy naduzywac. Mam nadzieje, ze aczkolwiek nie jestesmy sasiadami, stosunki sasiedzkie pomiedzy Bajdocja i Parzybrocja uloza sie jak najpomyslniej. Glow-gli-glow-gla-glut! Co w naszym jezyku brzmi „Wiwat”.

– Wiwat! – zawolali chorem Bajdoci.

Nadmakaron wstal, pogladzil sie po brodzie i rzekl:

– Jestesmy wprawdzie ludem raczej pierwotnym, nie znamy zdobyczy nowoczesnej techniki, nie znamy sztucznego swiatla, rur wodociagowych ani kanalizacji, slowem, tych wszystkich urzadzen, ktorych glowna wlasciwoscia jest to, ze nieustannie sie psuja. Jednakze mimo takiego zacofania wiemy wszystko, co wiedziec warto. Slyszelismy tez o tobie, czcigodny doktorze filozofii, chemii oraz medycyny. Imie slawnego uczonego Ambrozego Kleksa znane jest u nas tak samo, jak imie niezapomnianego zalozyciela Parzybrocji – Zupeusza Mruka, ktory byl pradziadkiem obecnego Wielkiego Bajarza Bajdocji. Przed wielu, wielu laty dzielny ten zeglarz wyladowal tu z grupa rozbitkow, a my wszyscy jestesmy ich potomkami. Zupeusz Mruk stworzyl nasz jezyk, stworzyl nasze budownictwo i zaszczepil nam zyciodajne brody, o ktorych dowiecie sie jutro. A teraz udajcie sie na spoczynek, bo niewatpliwie jestescie strudzeni dlugotrwala podroza. Glud-glo-glib-glur-gla-glin-glo-glic.

– Dobranoc – odpowiedzieli chorem Bajdoci, ktorzy nauczyli sie juz rozumiec jezyk Parzybrodow.

Gdy goscinni gospodarze opuscili sale, pan Kleks podrapal sie znaczaco w glowe i stojac na jednej nodze powiedzial:

– Podroze ksztalca. Ale bajki ksztalca w stopniu znacznie wiekszym. Wszystko to, co mowil Nadmakaron, Wielki Bajarz wymyslil o wiele wczesniej, a doktor Paj-Chi-Wo opowiadal mi piecdziesiat lat temu. Chodzmy spac. Dobranoc, kapitanie. Dobranoc, marynarze.Po tych slowach zdjal surdut, wyciagnal sie na hamaku i zasnal, pomrukujac od czasu do czasu jak kot.

Bajdoci poszli za jego przykladem.

ZYCIODAJNE BRODY

Nazajutrz wczesnym rankiem obudzila pana Kleksa cicha muzyka. To jeden z bajdockich marynarzy imieniem Ambo, wyciagniety w hamaku, gral na swojej nieodlacznej bajdolinie stara marynarska piosenke:

Prowadz, prowadz, kapitanie,

Okret szybki!

Daj nam. daj nam na sniadanie

Zlote rybki.

Pan Kleks stanal na srodku sali, wlozyl okulary i na dwoch palcach wygwizdal pobudke. Po chwili Parzybrodki wniosly na tacach filizanki z zupa pomidorowa i rogaliki z makaronu.

Gdy podroznicy zjedli sniadanie i wyszli na ulice, miasto w swietle dnia wydalo im sie nieporownanie piekniejsze. Obok domow, ktore wygladaly jak wielkie drewniane okraglaki, krzataly sie Parzybrodki odziane w kolorowe spodnie tudziez kamizelki ze slomianej plecionki. Tlumy dzieci bawily sie na placykach w „berka” albo w „klasy”. Ulice tonely w zieleni i w kwiatach, a barwne kolibry i papugi, oswojone jak kury, dziobaly ziarnka, ktore im z okien domow rzucaly parzybrodzkie dziewczeta.

Najwieksze jednak zainteresowanie pana Kleksa obudzila praca mezczyzn. Siedzieli oni przed domami dokola kotlow i parzyli we wrzatku swoje brody. Kobiety podtrzymywaly ogien na paleniskach, a od czasu do czasu zanurzaly w kotlach drewniane chochle, mieszaly wrzatek i probowaly jego smak.

Nietrudno bylo zauwazyc, ze kazda z zyciodajnych brod, w zaleznosci od barwy, zawierala skladniki o odrebnym smaku. Byly wiec brody pomidorowe, burakowe, fasolowe, cebulowe, szczawiowe, a z ich polaczen powstaly inne, nader urozmaicone zupy. Stanowily one wylacznie pozywienie ludnosci Parzybrocji. Na tym jednak nie koniec. Kazdy mezczyzna w miare potrzeby smarowal sobie brode pomada, stanowiaca odpowiednia przyprawe.

Wsrod pomad pan Kleks rozpoznal pomade chrzanowa, solna, pieprzowa i majerankowa, ale byly i takie, ktorych wielki uczony nie potrafil okreslic, chociaz dobrze znal sie na kuchni.

– Genialne! Fantastyczne! – wolal raz po raz i biegal z lyzka od kotla do kotla kosztujac wszystkich rodzajow zup.

Podziw jego jednak przekroczyl wszelkie granice, gdy na ulicy ukazali sie czlonkowie Waznej Chochli i w roznych kotlach zanurzali po kolei swoje brody, dodajac w ten sposob do zup odpowiednie porcje makaronu. Po dostatecznym wyparzeniu brod ich wlasciciele powyciagali je z kotlow, a nastepnie wytarli recznikami do sucha. Dziewczeta przyniosly talerze. Jedne nalewaly zupe, inne czestowaly gosci i rozdawaly posilek domownikom.

Zjawil sie rowniez Nadmakaron, ktorego powitano z ogromna czcia.

Gawedzac z panem Kleksem, ten najwyzszy dostojnik Parzybrocji wyjasnil mu, ze brody makaronowe sa nieslychanie trudne do zaszczepienia i jedynie siedmiu szczegolnie zasluzonych Parzybrodow moze sie nimi poszczycic, ale za to musza uzyczac makaronu pozostalej ludnosci, zwlaszcza do rosolu i zupy pomidorowej.

– Wybaczy Wasza Dostojnosc – rzekl pan Kleks z pewnym zaklopotaniem w glosie – jestem wprawdzie profesorem chemii na uniwersytecie w Salamance, ale chcialbym zapytac, czy brody, raz wyparzone, nadaja sie do dalszego uzytku?

– Jak najbardziej – odparl Nadmakaron z poblazliwym usmiechem. – Substancje zawarte w parzybrodzkich brodach nie wyczerpuja sie nigdy, podobnie jak nie wyczerpuja sie bezwartosciowe skladniki panskiej brody, chociazby wyparzyl ja pan nawet trzy razy dziennie. To chyba oczywiste?… Chcialbym nadto wyjasnic – ciagnal dalej Nadmakaron – ze Parzybrodzi o roznych kolorach brod jednocza sie w bractwa celem wymiany i laczenia smakow. Przy czym siedem bractw tworzy krewniactwo. My, posiadacze brod makaronowych, obslugujemy wylacznie krewniactwa, gdyz nie bylibysmy w stanie zaopatrywac kazdego kotla z osobna.

Bajdoci sluchali opowiadania Nadmakarona z ciekawoscia, ale bez zachwytu.

Pan Kleks, ktory wyjal wlasnie z kieszeni aparat do odgadywania mysli, powiedzial z przekasem do swoich towarzyszy:

– Panowie, o ile moge stwierdzic, myslicie wylacznie o befsztykach i pieczeni wolowej. Przyjrzyjcie sie jednak, jaka wspaniala rasa ludzi wyrosla na parzybrodzkich zupach. Mieszkancy tego kraju nie ukladaja wprawdzie bajek, ale za to lacza w sobie urode ciala z pogoda ducha. Tak, tak, panowie, bezmiesna kuchnia wydelikaca podniebienia i wplywa znakomicie na porost brod.